3 proc. PKB na plusie - na tyle szacowany jest bilans przyszłorocznego budżetu Bułgarii w projekcie przesłanym do parlamentu. To kolejny sygnał, że w regionie, przeżywającym okres pomyślnej koniunktury, mija moda na zadłużanie się.

Jeśli zapowiedzi rządzących zostaną spełnione, do 2010 r. wydatki niższe niż przychody powinno mieć pięć krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Chodzi nie tylko o to, by stymulować napływ inwestycji i - w niektórych wypadkach - przygotować się do przyjęcia euro, ale przede wszystkim, by wpłynąć na obniżenie inflacji, tego lata i jesieni niepokojąco wysokiej od Tallina po Sofię.

Już na 2008 r. nadwyżkę budżetową zaplanowała oprócz Bułgarii także Łotwa. Był to odważny ruch premiera Aigarsa Kalvitisa, który mógł przypłacić go utratą zaufania większości parlamentarzystów. W uzyskaniu ich aprobaty pomogły mu dane o rekordowym we wrześniu wzroście cen (o ponad 11 proc). Kursy walut państw bałtyckich powiązane są z euro, więc - jak mówił przed kilkoma dniami Kalvitis - rząd ma tylko jeden instrument: nie wydawać więcej pieniędzy niż ma. Śladem Rygi zaczyna podążać Wilno.

Zwiększają się też wpływy do kas państwowych w Lublanie i Belgradzie. Republiki byłej Jugosławii wykorzystują to do dalszego równoważenia finansów publicznych. W Słowenii deficyt wyniesie 0,6 proc. PKB (230 mln euro) w 2008 r. i 0,3 proc. PKB w 2009 r.

Jak mówi "Parkietowi" Daniel Medved, ekonomista Novej Kreditnej Banki, w kolejnych latach możemy spodziewać się nadwyżki. W Serbii nie ma jeszcze projektu budżetu, ale rząd mówi o deficycie rzędu 0-0,5 proc. PKB. Polska tymczasem pozostanie na minusie większym niż 2,5 proc. PKB.