Polskie obligacje pozostają pod wpływem dwóch przeciwstawnych czynników. Z jednej strony, przekonanie o nieuchronności dalszych podwyżek stóp procentowych osłabia nastroje, szczególnie na krótkim końcu krzywej rentowności, z drugiej, powracający strach przed negatywnymi konsekwencjami kryzysu na amerykańskim rynku nieruchomości poprawia globalne nastawienie do bezpiecznych lokat. Nasz rynek zaliczany do emerging markets nie jest jednak w stanie w pełni z tego skorzystać, bo nasze obligacje łączą się z większym ryzykiem niż niemieckie czy amerykańskie. Znajduje to odzwierciedlenie w różnicy w dochodowości naszych papierów i niemieckich. Po wzroście w piątek o 0,07 pkt proc. wynosi teraz 1,37 pkt proc. wobec 1,23 pkt proc. przeciętnie w ostatnich 12 miesiącach i 1,7 pkt proc. w połowie września, kiedy wyznaczone zostało tegoroczne maksimum.
W podobnej sytuacji jak u nas są rynki eurolandu, gdzie wrześniowa inflacja okazała się najwyższa od dwóch lat, i USA, gdzie przypomniano o wpływie wysokich cen surowców na inflację. To nie pozwala myśleć o spadku rentowności przez dłuższy czas.
Parkiet