Sytuacja naszej giełdy wygląda coraz gorzej. Fakt, że indeksy małych i średnich spółek zdołały obronić wczoraj wsparcia w postaci ustanowionych w połowie sierpnia dołków, to zbyt mało, by myśleć o zażegnaniu kłopotów. Tym bardziej że wczoraj obroty były znacznie mniejsze niż dzień wcześniej. To wskazywało na mniejszą skłonność do pozbywania się akcji, ale nie widać było chętnych do wykorzystywania niższych cen do napełniania portfeli. Zresztą struktura obrotów to aktualnie chyba jeden z najważniejszych elementów skłaniających do dużej ostrożności. Szczególnie od połowy września zauważalna jest tendencja spadkowa obrotów, co podkreślało słabość zwyżki na całym rynku trwającej w tym czasie. Jeszcze bardziej zjawisko jest widoczne na giełdzie amerykańskiej. Sekwencja rosnącej aktywności w trakcie wyprzedaży z lipca i sierpnia, malejących obrotów w kolejnych dwóch miesiącach i ponownego zwiększenia się obrotów od połowy października jest bardzo widoczna. Zdarza się ona pierwszy raz od dawna, co skłania do przypuszczenia, że mamy do czynienia z trwalszym pogorszeniem nastrojów niż w poprzednich przypadkach.

Potwierdza się reguła, że notowania największych naszych firm są ściśle powiązane z wydarzeniami na świecie. Równocześnie zachowanie blue chips wpływa na kursy mniejszych spółek. I tak są źle postrzegane, a gorsze nastroje na całym rynku dodatkowo potęgują niekorzystne nastawienie do nich. Symptomatyczna była środowa sesja, gdzie tak naprawdę impulsem do mocnej wyprzedaży stał się techniczny sygnał, jakim był spadek sWIG80 i mWIG40 poniżej dołków z września i października. To sugeruje, że drobni inwestorzy, którzy najczęściej wykorzystują analizę techniczną przy podejmowaniu decyzji, a których do tych segmentów rynku ściągnęła hossa pierwszej połowy roku, zaczynają tracić cierpliwość. Ich rozczarowanie przebiegiem wydarzeń przy braku przesłanek uzasadniających oczekiwanie na poprawę koniunktury na świecie, jest bardzo groźnym zjawiskiem, gdyż emocje mogą tu brać górę nad racjonalnymi przesłankami.

PARKIET