Ceny akcji wzrosną lub spadną, a prawdopodobieństwo wynosi 50 procent - ta, z pełną powagą wyrażona dawno temu w pewnym komentarzu opinia wydaje się dziś szczególnie aktualna, nawet jeśli odmiennie szacujemy prawdopodobieństwo.

W tym stanie rzeczy dla giełdy, dla wielu inwestorów i wszystkich innych uczestników obrotu pod wieloma względami kluczowy może się okazać rynek pierwotny. Nie zgadzam się stanowczo z tezą, że gorsza lub wręcz zła koniunktura na giełdzie oznaczać musi zamarcie rynku pierwotnego. Jeśli z uwagi na spadek indeksów spółki odwołują lub przesuwają emisje akcji, to znaczy, że są to słabe przedsiębiorstwa, które chciały popłynąć na fali hossy razem z lepszymi albo że rozmyślnie żądały od inwestorów stanowczo za wiele. Bo rynek nigdy nie jest po prostu za słaby dla IPO. Bywa jednak, że IPO bywają za słabe dla rynku w danym momencie.

Na polskiej giełdzie od bardzo dawna nie ma problemu braku kapitału. Przeciwnie. Jest to gwarancja popytu na akcje - oczywiście nie każdej firmy, nie po każdej cenie, nie na każdych warunkach. Ta prawda powinna być powtarzana do znudzenia przez GPW (choćby poprzez odpowiednie akcje edukacyjne), domy maklerskie i wszystkich, którym giełda nie jest obojętna: rzetelna spółka sprzeda zawsze dobrze wycenione papiery wartościowe. Owszem, w czasie hossy sprzedaje się wszystko po każdej cenie. Ale to nie jest normalna sytuacja. W gorszych czasach sprzedaje się wszystko po odpowiedniej cenie. Ci, którzy chcą zrobić skok na kasę, rzeczywiście nie mają wtedy czego na parkiecie szukać. Ci, którzy potrzebują pieniędzy, inwestorów, perspektyw, wciąż mogą znaleźć tutaj swoją szansę. Trzeba im to tylko uzmysłowić.

Parkiet