Stopa inflacji w październiku była najwyższa od kwietnia 2005 r., kiedy to również wyniosła 3 proc. rok do roku. Co prawda patrząc na sytuację w regionie, nie wydaje się to może czymś zatrważającym, ale pamiętać należy, że ceny w Polsce są jednak stabilniejsze niż w innych krajach rozwijających się (przynajmniej według oficjalnych statystyk). Jednocześnie mamy do czynienia z bardzo ostrą retoryką ze strony członków Rady Polityki Pieniężnej, którzy mówią o konieczności komasacji podwyżek stóp w najbliższym zapewne czasie. Innymi słowy, trzeba działać.
Z punktu widzenia rynków finansowych (ale także prognoz ekonomistów) podwyżka stóp o 25 punktów bazowych w listopadzie jest przesądzona i nie będzie ostatnią w tym cyklu. A ponieważ wielokrotnie widzieliśmy zapowiedzi, że RPP nie zamierza porzucać taktyki 25-punktowych ruchów, nie wydaje się, żeby tym razem rozstrzygnięcie miało być inne. W przeciwnym bowiem wypadku rynki mogą dojść do wniosku, że oto cykl podwyżek nabiera tempa i że NBP wie o czymś, czego my nie wiemy.
Jednak co później? Przyjęło się, że stopy nie zmieniają się w grudniu. Powodem tego było zwykle wczesne umiejscowienie posiedzenia - po prostu RPP nie otrzymywała żadnych znaczących danych w stosunku do odbytego wcześniej listopadowego spotkania. Tym razem jednak posiedzenie odbędzie się 18 i 19 grudnia, co oznacza, że RPP będzie się mogła zapoznać z danymi o inflacji i płacach, a także o produkcie krajowym brutto w III kwartale. Co by zatem musiało się stać, żeby RPP złamała "żelazną zasadę"? Niedawno Stanisław Owsiak mówił, że podwyżka powinna nastąpić w momencie, kiedy inflacja przekroczy 3 proc., a płace będą rosły w tempie dwucyfrowym. Na dzisiaj oba te warunki mogą zostać spełnione. Szczególnie istotna może być inflacja. I choć jej wzrost spowodowany jest głównie cenami żywności (inflacja netto uparcie utrzymuje się na niezwykle niskim poziomie), to jednak wśród członków RPP wzbudzać może obawy o wzrost oczekiwań, zwłaszcza że w obliczu bardzo wysokiego wzrostu płac ryzyko przełożenia się popytu na wskaźniki bazowe jest coraz większe. Ryzyko związane z taką decyzją jest jednak duże - dwie podwyżki z rzędu (zakładam tutaj nieuchronność listopadowego wzrostu stóp) mogą podziałać na rynek w niepożądany sposób i z takim kosztem prowadzenia polityki pieniężnej Rada musi się liczyć.
Jest jednak jeszcze jedna okoliczność przemawiająca za podwyżką stóp w grudniu. Otóż RPP zdecydowała się zmniejszyć częstotliwość publikowania Raportów o inflacji. To skądinąd słuszne posunięcie sprawiło, że kolejna projekcja ujrzy światło dzienne dopiero w lutym (a nie w styczniu). Jednocześnie wydaje się, że jej wartość prognostyczna będzie nieco większa - często zdarzało się, że napływające dane bardzo szybko dezaktualizowały tę publikację. Krótko mówiąc, prawdopodobieństwo dostosowania stóp procentowych w miesiącach publikacji projekcji wzrośnie (kosztem pozostałych miesięcy). Czyli styczeń może się okazać niefortunnym momentem do jakichkolwiek zmian, a Rada Polityki Pieniężnej może obawiać się czekania na nowe prognozy aż do lutego przyszłego roku. Na razie brzmi to wszystko jak ekonomiczne science fiction, ale ceny instrumentów finansowych na rynku pieniężnym wskazują, że prawdopodobieństwo "prezentu gwiazdkowego" w postaci podwyżki stóp nie jest zerowe.
Nie można także wykluczyć innego scenariusza. Oto RPP podnosi stopy w listopadzie i frakcja przeciwników dalszego zacieśniania polityki pieniężnej sprawia, że stopa referencyjna pozostaje na poziomie 5 proc. do kolejnej projekcji, czyli do lutego. Czy jednak uda się Radzie zachować aż tak zimną krew w obliczu inflacji atakującej górną granicę dopuszczalnego pasma? Obecnie wydaje się to wątpliwe, zwłaszcza że wzrost płac wskazuje na utrzymywanie się presji inflacyjnej i to nie tylko w komunikatach po posiedzeniach RPP.