Dystrybutorom jednostek funduszy inwestycyjnych nie wystarcza już to, co dostają dzisiaj od TFI: zazwyczaj 100 proc. wpływów z opłaty manipulacyjnej i 40 proc. za zarządzanie.

Jak dowiedział się "Parkiet", część dystrybutorów - przede wszystkim tych z grupy pośredników finansowych - już rozpoczęła rozmowy z towarzystwami. Chcą otrzymywać od nich nawet 60 proc. wpływów z opłaty za zarządzanie.

Powód, dla którego pośrednicy chcą renegocjować stawki wynagrodzenia, wydaje się prosty: malejąca sprzedaż funduszy akcji, w przypadku których opłaty za zarządzanie są najwyższe, prowadzi do spadku zysków. Co więcej, sukcesywnie maleje napływ środków do wszystkich funduszy w ogóle, co sprawia, że przychody z tytułu opłaty dystrybucyjnej także topnieją.

Powodów można jednak znaleźć więcej: chociażby coraz liczniej wchodzące na rynek nowe TFI, dla których trafić do szerokiej dystrybucji to "być albo nie być". W negocjacjach ze sprzedawcami od samego początku są na straconej pozycji.

Załóżmy, że dystrybutor sprzeda jednostki funduszu akcji danego TFI, które w ciągu roku średnio będą warte 1 mld zł. Przy założeniu średniej rynkowej stawki opłaty za zarządzanie 3,53 proc. towarzystwo zarobi 35,3 mln zł, z czego dzisiaj musi oddać dystrybutorowi około 14,1 mln zł. Jeżeli pośrednik finansowy będzie odbierał TFI 60 proc., dostanie około 21,2 mln zł. Jest o co walczyć.