Pierwsza w tym tygodniu sesja pokazała, że na razie na poprawę nastrojów, a co za tym idzie koniunktury na naszej giełdzie nie ma za bardzo co liczyć. Co jednak gorsza - nie widać wyraźnych powodów, by miało się to rychło zmienić. GUS podał wczoraj dobre dane o stanie polskiej gospodarki - sprzedaż detaliczna wzrosła w październiku rok do roku o blisko 20 proc., a nakłady inwestycyjne na środki trwałe o ponad 30 proc.
(w pierwszych trzech kwartałach).
I chociaż fundamenty naszej gospodarki wydają się solidne, to rynek może niepokoić potencjalny wzrost inflacji, a co za tym idzie wzrost oczekiwań na podwyżki stóp procentowych. Zresztą nasza giełda i tak porusza się w rytm handlu na Wall Street. Wzrosty, jakie miały miejsce w czwartek
i piątek, były korekcyjne i nikt nie wątpił, że było inaczej. Inna sprawa, że dają trochę do myślenia ze względu na okoliczności. Odbyły się w momencie, gdy amerykańscy inwestorzy cieszyli się Świętem Dziękczynienia lub myśleli
o rozpoczęciu sezonu zakupów świątecznych prezentów. Wczoraj jednak już wszystko wróciło do normy, co w tym przypadku, niestety, oznacza spadki. O słabości małych i średnich spółek napisano już bardzo wiele. Również wczoraj nie uchroniły się one od przeceny, a indeksy mWIG40 i sWIG80 solidarnie straciły po około 0,8 proc. Jednak tym razem znacznie gorzej radziły sobie wczoraj tuzy naszego parkietu, chociaż początek notowań wcale na to nie wskazywał. Później indeks szybko znalazł się pod kreską i pozostał tam do końca sesji. Na takie zachowanie indeksu największych spółek wpłynęło też zachowanie amerykańskich indeksów, które po dobrym początku zaczęły tracić na wartości. Najmocniejsze spadki dotknęły TP, której akcje potaniały o blisko 4,5 proc. Wzrosty cen ropy naftowej na światowych rynkach nie uchroniły przed przeceną akcji Lotosu i PKN Orlen. Pierwsze spadły o ponad 3,2 proc., a drugie