Problem toksycznych opcji walutowych wygasa w sposób naturalny. Głównie odbywa się to kosztem zysków spółek, które zawierały ryzykowne umowy. Tylko giełdowe firmy, które z powodu feralnych kontraktów walutowych musiały utworzyć rezerwy, pogorszyły w ten sposób swoje wyniki za I kwartał 2009 r. o ponad 600 mln zł.
[srodtytul]Część już zbankrutowała[/srodtytul]
Spółki, które na to stać, rozliczają się z opcji zgodnie z zapisami umów z bankami, ale tworzą rezerwy, które znacząco obniżają zyski. Inne przedsiębiorstwa, jak Ropczyce, ACE czy Police, biorą kredyty, które będą obciążeniem nawet przez pięć lat. Te firmy, które były w kiepskiej kondycji finansowej jeszcze przed gwałtownym osłabieniem złotego – bankrutują (np. Krosno). Jeszcze inne, jak Odlewnie czy PKM Duda, prowadzą postępowanie naprawcze lub są w upadłości układowej.
– Problem wygasa w sposób naturalny. Były momenty, kiedy złoty się umacniał i wtedy część przedsiębiorców zamykała pozycję. Część spółek w wyniku negocjacji również zamknęła kontrakty, a na rozliczenia wzięła kredyt. Wiele nadal czeka na rozwiązania rządowe, które w mojej ocenie są nierealne. Nie wyobrażam sobie, żeby na podstawie ustawy zwolnić spółki z rozliczeń z tytułu opcji. Firmy, jeżeli nie zgadzają się z umowami opcyjnymi, powinny iść do sądu – twierdzi Jerzy Bańka, dyrektor ds. legislacyjno-prawnych w Związku Banków Polskich. Dodaje, że sąd polubowny przy ZBP w tej chwili proceduje sześć spraw „opcyjnych”.
[srodtytul]Inne mają duże straty[/srodtytul]