Konieczność zawierania transakcji na życzenie po stawkach pokazanych w trakcie ustalania WIBOR-u obliguje banki do rynkowego prezentowania cen. Stąd można o tej stawce mówić, że odzwierciedla "cenę pieniądza na rynku międzybankowym".
Jednak może się zdarzyć, że żaden z banków w trakcie owych 15 minut danego dnia nie będzie zainteresowany zawarciem transakcji. Stawka WIBOR zostanie i tak obliczona, choć nie będzie odzwierciedlała żadnego obrotu. W tym sensie czasem jest ona stawką "papierową", a sam WIBOR odzwierciedla jedynie przedstawiane oferty banków. I tak się z reguły dzieje. W przypadku gdy banki kwotują podobnie do siebie nikt, dla samej zasady transakcyjności WIBOR-u, nie zawiera transakcji na fixingu WIBOR-u. Pamiętajmy też, że nawet w przypadku zawierania transakcji w trakcie ustalania WIBOR-ów, ich wolumen jest ograniczony - obowiązek zawarcia transakcji po cenie pokazanej w trakcie fixingu dotyczy kwot do 30 mln zł na najkrótszych terminach do 5 mln na 9 czy 12 miesięcy.
Stawka WIBOR jest więc "zdjęciem" rynku na godzinę 11.00. Rynek depozytów międzybankowych funkcjonuje w godzinach 8.00-17.00. Banki zawierają transakcje zarówno przed, jak i po fixingu WIBOR-u. Stawki oprocentowania depozytów stosowane w tych transakcjach nie muszą być zupełnie odzwierciedlone w wysokości WIBOR-u - banki mogą zawierać transakcje po wyraźnie innych cenach niż pokazuje to stawka WIBOR z danego dnia. To inaczej niż w przypadku stawki POLONIA, która jest średnią ważoną obrotami wszystkich transakcji zawartych na termin overnight.
Podsumowując, stawka WIBOR ma się tak do ceny pieniądza na rynku międzybankowym, jak fixing NBP do notowań kursu złotego. Jest to "zdjęcie" stanu rynku na określoną godzinę, dość rygorystyczne jeśli chodzi o technikę ustalania i umiarkowanie rygorystyczne, jeśli chodzi o kwestię transakcyjności stawki.
[b]Specyfika polskiego rynku pieniężnego[/b]
Tym, co do 2008 roku odróżniało rynek polski od europejskiego, była ciągła strukturalna nadpłynność - banki miały znacząco więcej przyjętych od klientów depozytów w porównaniu z udzielonymi kredytami. W tej sytuacji większość banków była chętna do ulokowania swoich środków, niechętnie przyjmując nowe. Z tego powodu NBP jako głównego instrumentu regulującego płynność używał bonów pieniężnych, absorbując nadwyżki płynności od banków komercyjnych. Również z powodu nadpłynności NBP nie rozwijał instrumentów, które zasilałyby rynek w dodatkowe środki. Jedyną taką operacją był bardzo drogi kredyt lombardowy, w praktyce wykorzystywany przez banki tylko w sytuacjach jednodniowych niedoborów środków potrzebnych do utrzymania odpowiedniego poziomu rezerwy obowiązkowej.