Ile brakuje nam do unijnej średniej?

Już dziś – choć ogólny poziom cen mamy niższy od unijnej średniej – nie brakuje takich kategorii towarów, za które musimy płacić relatywnie więcej niż przeciętny Europejczyk. Co będzie się działo z cenami po naszym wejściu do unii walutowej?

Publikacja: 12.11.2009 12:53

Ile brakuje nam do unijnej średniej?

Foto: GG Parkiet

Poziom cen jest uzależniony od poziomu zamożności. Im bogatsze społeczeństwo, tym więcej – średnio rzecz biorąc – musi płacić za kupowane towary i usługi. To nie pozostaje bez znaczenia również dla perspektyw inflacji w naszym kraju: zarówno w najbliższych latach, jak i już po naszym wejściu do strefy euro.

Według najnowszych dostępnych danych dotyczących 2008 r. w Polsce przeciętny poziom cen odpowiadał w ubiegłym roku 69 proc. średniej unijnej. Takie wyliczenia na podstawie tzw. parytetu siły nabywczej przedstawia Eurostat, unijne biuro statystyczne. Z jego danych wynika, że Polska jest czwartym na liście najtańszych unijnych krajów. Mniejsze wydatki ponoszą tylko konsumenci w Bułgarii, Rumunii i na Litwie. Minimalnie droższe od nas są natomiast Węgry, Słowacja i Czechy.

W najtańszej Bułgarii poziom cen stanowił w ubiegłym roku 51 proc. średniej unijnej. Na drugim biegunie znajdowały się Dania, gdzie ceny były przeciętnie o 41 proc. wyższe niż średnio w UE, oraz Irlandia i Finlandia, gdzie konsumenci musieli wydawać o mniej więcej jedną czwartą więcej niż średnio we wszystkich krajach Unii. Bułgaria, która razem z Rumunią jako ostatnia weszła do UE, należy do najbiedniejszych członków Wspólnoty. Z kolei w Danii i Irlandii produkt krajowy brutto na głowę mieszkańca wyraźnie przekracza unijną średnią.

[srodtytul]Drogie ubrania, tanie używki[/srodtytul]

Fakt, że średni poziom cen u nas, jest wyraźnie niższy niż w innych krajach Unii Europejskiej nie oznacza, że wszystko możemy kupić taniej niż Duńczycy czy Irlandczycy. Porównania cen różnych kategorii towarów dostarczają wielu niespodzianek. Jak się okazuje, Polsce już teraz zdarza się przekraczać unijną średnią.

Tak jest na przykład w przypadku ubrań. Są one droższe niż średnio w Unii, chociaż w naszym kraju należą do towarów, które tanieją najszybciej. Z porównania Eurostatu wynika, że jeśli chcemy zaopatrzyć się w nowe ubranie, warto wybrać się na Litwę (tam kosztuje o 12 proc. mniej niż średnio w UE) albo też poprosić o przywiezienie ich kogoś wracającego z Wielkiej Brytanii, gdzie są – przeciętnie biorąc – o 17 proc. tańsze niż w Unii.

Podobnie ze sprzętem elektronicznym. U nas jego średnie ceny w ubiegłym roku minimalnie przekraczały średnią unijną. By zaoszczędzić przy jego zakupach niemal 17 proc., wystarczyło zrobić je... na Wyspach Brytyjskich.

[ramka]Czytaj inne artykuły z dodatku "W drodze do euro":

[li][link=http://www.parkiet.com/artykul/7,867979.html]» Kryterium inflacyjne: bariera do pokonania[/link][/li]

[li][link=http://www.parkiet.com/artykul/7,867972.html]» EBC dba o niską inflację. Podobnie musi być i u nas[/link][/li]

[li][link=http://www.parkiet.com/artykul/7,867988.html]» Dwuprocentowa inflacja to cel łatwy w komunikacji - wywiad z dr. Grzegorzem Tchorkiem, doradcą w Biurze ds. Integracji ze Strefą Euro w NBP[/link][/li][/ramka]

Ubrania czy sprzęt RTV stanowią niewielką część koszyka konsumpcyjnego. Najwięcej wydajemy na żywność, ta zaś w Polsce jest o jedną czwartą tańsza niż średnio w krajach Unii Europejskiej. W całej UE można było znaleźć w ubiegłym roku tylko dwa kraje, w których można było zjeść taniej – to Bułgaria i Rumunia. Dla porównania: w nienależącej do Unii, ale bogatej, Norwegii żywność była dwa razy droższa niż w Polsce.

Nasz kraj prezentuje się korzystnie również jeśli chodzi o ceny alkoholu i tytoniu. Są one wyraźnie niższe niż przeciętnie w krajach UE. Brytyjczycy mogą co prawda wydać o kilkanaście procent mniej od nas przy zakupie ubrań czy elektroniki, ale za wódkę czy papierosy zapłacą dwa razy więcej niż u nas. Norwegowie mają jeszcze gorzej, bo tam alkohol i papierosy są niemal trzy razy droższe niż w Polsce.

[srodtytul]Jedna waluta pomaga[/srodtytul]

Poziomu cen całkowicie nie udało się ujednolicić nigdzie. Nawet w najmocniej związanych ze sobą krajach, które jako pierwsze weszły do strefy euro w 1999 r. (Grecja znalazła się w unii walutowej dwa lata później) cały czas utrzymują się różnice – choć trzeba przyznać, że w państwach „12” są one zdecydowanie mniejsze niż gdybyśmy brali pod uwagę 27 krajów Unii Europejskiej.

W 12 krajach, które posługiwały się wspólnym europejskim pieniądzem w 2001 r., współczynnik zmienności wynosił w ubiegłym roku niespełna 11 proc. W uproszczeniu – takie były przeciętne maksymalne odchylenia poziomu cen od średniej. W całej Unii Europejskiej liczącej 27 państw współczynnik był ponaddwukrotnie wyższy. Ale też przez niecałych dziesięć lat zmniejszył się o 10 pkt proc.

W jaki sposób różnice się zmniejszają? Wspólna waluta ma tu niebagatelne znaczenie. Umożliwia ona pogłębianie wymiany handlowej pomiędzy poszczególnymi krajami. To zaś w naturalny sposób prowadzi do wyrównywania cen (jeśli jakiś towar na innym rynku kosztuje wyraźnie mniej niż – powiedzmy – w Polsce, opłaca się pojechać tam i kupić go na miejscu; to powoduje spadek cen również w naszym kraju; z drugiej strony – zwiększony popyt w innym kraju tam przyczynia się do podniesienia cen).

Jednocześnie w miarę wzrostu zamożności poszczególnych społeczeństw zmieniają się zwyczaje konsumpcyjne. Początkowo biedniejsze kraje zaczynają przypominać swoich bogatszych partnerów pod względem struktury spożycia – upodabnia się skład tzw. koszyków konsumpcji. Typowy dla mniej zamożnych krajów jest wysoki udział w takich koszykach żywności czy innych dóbr pierwszej potrzeby. Wzrost dochodów pozwala nawet przy utrzymaniu poziomu wydatków na żywność zmniejszyć jej udział w ogólnej kwocie spożycia.

Nigdy jednak nie dojdzie do sytuacji, w której we wszystkich krajach UE czy strefy euro ceny będą takie same. Nie pozwalają na to np. różnice w opodatkowaniu różnego rodzaju towarów. Na przeszkodzie stoi też geografia. Na przykład na Malcie ceny artykułów wyposażenia gospodarstwa domowego były w ubiegłym roku aż o dwie piąte wyższe niż średnio w UE. Eurostat tłumaczy to wysokimi kosztami transportu i niewielkimi rozmiarami rynku śródziemnomorskiej wyspy.

[srodtytul]Przyśpieszy czy wyhamuje?[/srodtytul]

Spodziewany dalszy wzrost zamożności Polaków sprawi, że poziom cen w naszym kraju nadal będzie się zwiększał. Zdaniem ekonomistów będzie to widać przede wszystkim we wzroście cen usług. Może on przyśpieszyć szczególnie dlatego, że nie będziemy już mogli liczyć na korzystny wpływ kursu walutowego. W poprzednich latach dominowała tendencja do aprecjacji złotego. To pozwalało „ukryć” przed nami zwyżkę cen (dotykały one natomiast przyjeżdżających do Polski obcokrajowców).Umacnianie się naszej waluty sprzyjało ograniczaniu inflacji. Widzieliśmy to przede wszystkim w obniżkach cen takich towarów, jak odzież i obuwie. Do pewnego stopnia ograniczało to również wpływ wzrostu cen surowców, np. ropy naftowej.

Do wyhamowania inflacji powinno również przyczyniać się wejście do ogromnego – liczącego kilkaset milionów obywateli – obszaru, w którym będziemy posługiwać się jedną walutą. Równocześnie istnieje ryzyko przyśpieszenia tempa wzrostu cen związane ze spodziewaną obniżką stóp procentowych po naszym wejściu do strefy euro. Oficjalne stopy procentowe w Polsce – nawet dziś, gdy są na rekordowo niskim poziomie – wyraźnie odstają od stóp w strefie euro. Gdy się w niej znajdziemy, oprocentowanie kredytów – zarówno dla firm, jak i dla konsumentów – powinno więc wyraźnie się obniżyć. To oznaczałoby gwałtowny wzrost popytu – a więc i presji na wzrost cen.

[ramka][b]Konrad Soszyński, BGK - Trzeba dbać o równowagę w polityce gospodarczej[/b]

Pytaniem, które najczęściej słyszymy w dyskusjach na temat sensowności wejścia Polski do strefy euro, jest pytanie o to, czy zmiana waluty doprowadzi do podwyższenia poziomu cen. Inaczej mówiąc: pytanie to brzmi, czy po przyjęciu euro doznamy wyższej inflacji. Dotychczasowe doświadczenie pokazują, że trudno mówić o wyższej inflacji jako o bezpośrednim skutku wprowadzenia euro. Natomiast w części gospodarek miał miejsce efekt wzrostu cen niektórych towarów. Był to tzw. efekt cappuccino, który polegał na zwyżce cen towarów o niskiej wartości nominalnej, wskutek mechanizmu zaokrąglania cen w górę po denominacji. Jeszcze inny wymiar zmian, którym może sprzyjać zmiana waluty pokazały badania dokonane przez E. Gaiottiego i F. Lippiego na przykładzie włoskich restauracji, gdzie restauratorzy (najbardziej tam, gdzie konkurencja była słaba), wykorzystali zmianę waluty jako pretekst do rozłożonych w czasie dużych podwyżek cen. Tutaj sprzyjały im takie okoliczności jak silne w latach 2000–2003 zwyżki cen żywności. Przykład włoski pokazuje, że grozi raczej podniesienie poziomu niektórych cen, niż trwały wzrost inflacji. Jest jednak jeszcze inny niż inflacyjny wymiar wprowadzenia nowej waluty. Widać było go dość wyraźnie w Hiszpanii, gdzie wprowadzenie euro doprowadziło do zbyt drastycznego jak na stan tamtej gospodarki obniżenia stóp procentowych i bardzo dużego napływu kapitału zwabionego iluzją niskiego ryzyka wynikającą z eliminacji ryzyka kursowego. W konsekwencji w Hiszpanii mieliśmy do czynienia ze wzrostem jednostkowych kosztów pracy do poziomu, który uczynił hiszpańską gospodarkę niekonkurencyjną, kraj zaś silnie zadłużony, co w obrazowy sposób przedstawił w swoim blogu Paul Krugman. Jak widać zamiana waluty na euro to nie tylko problem – bądź jego brak – inflacji. Jest to raczej kwestia prowadzenia takiej polityki gospodarczej długo przed euroizacją i po niej, by zmiana waluty przyniosła przede wszystkim korzyści w postaci niższych kosztów transakcyjnych. Inne zagrożenia, jakie rodzi zbyt duży napływ taniego kapitału czy wzrost cen podstawowych produktów, dobrze by pozostawały od nas z daleka.[/ramka]

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy