Kolejne serie naszych obligacji hurtowych, z tym samym terminem zapadalności, mają około 20 mld zł wartości. To sporo. Chociażby z tego powodu są one płynne. Z kolei giełda gwarantuje przejrzystość. Problem w tym, że na rynku międzybankowym bank obraca papierami w imieniu klienta prawie za darmo, w każdym razie za dużo niższe stawki niż na giełdzie. Jeżeli w tym roku sprzedamy obligacje BGK za kolejne 8 mld zł, wartość obu serii także zbliży się do kwot z rynku hurtowego papierów skarbowych. Co czyni te papiery atrakcyjnymi w obrocie międzybankowym. Giełda pracuje nad zwiększeniem atrakcyjności obrotu dla inwestorów i chce rozszerzać swą działalność na papiery dłużne. Prowadzimy rozmowy z GPW. Myślę, że rynek publiczny może być ciekawą alternatywą.
[b]Jak zatem resort finansów widzi przyszłość rynku obligacji?[/b]
W USA do niedawna pozyskiwanie finansowania przez firmy na rynku długu było znacznie bardziej rozpowszechnione niż poprzez kredyty bankowe. Także w Europie w 2009 r. zauważyliśmy gigantyczny wzrost emisji obligacji korporacyjnych – co pokazało, że firmy prywatne mają dostęp do rynku. Banki w Europie Zachodniej miały duże problemy, więc trzeba było szukać alternatywy. U nas rynek nie doszedł do tego momentu z uwagi na ogromną nadpłynność sektora bankowego. Choć banki udzielały mniej kredytów z uwagi głównie na spowolnienie i brak popytu, dostępu do finansowania nie zamknięto. Wydaje się jednak, że nasz rynek kapitałowy jest już dojrzały – mamy dużą liczbę i różnorodność inwestorów na rynku krajowym. To właśnie są potencjalni nabywcy obligacji korporacyjnych (nie zapominajmy o OFE). Ale firmy dalej wolą kredyty bankowe.
[b]Na razie nie widać fundamentalnego wpływu na Polskę obecnego kryzysu w strefie euro związanego z sytuacją Grecji. Kiedy jednak grecki kryzys mógłby zaszkodzić Polsce?[/b]
Potrafiłbym sobie wyobrazić szereg scenariuszy, które mogłyby nam zaszkodzić. Na przykład taki, że Grecja dostanie bezpośrednie wsparcie od Niemiec. Wtedy spadłyby ceny obligacji niemieckich, co zmniejszyłoby atrakcyjność naszych papierów. Ale jest to scenariusz, który wydaje się nierealny. Generalnie, jak dotąd, byliśmy beneficjentem greckich trudności. Inwestorzy odwrócili się od nich i innych krajów południa Europy, szukając bezpieczniejszych, mniej zadłużonych krajów, które jednakże oferują wystarczającą premię w stosunku do obligacji niemieckich czy francuskich. Polska, w dodatku ze wzrostem gospodarczym, idealnie spełnia te warunki. Duży napływ inwestorów zagranicznych obniża nasz koszt finansowania.
[b]Niedawno minister Jacek Rostowski wyszedł z inicjatywą, aby pokazywać, że nasze zadłużenie, odliczając koszty związane z OFE, to nie 50, lecz jedynie 30 proc. PKB. Co dalej się z tym dzieje??[/b] Eurostat bardzo jednoznacznie powiedział, że OFE nie są częścią sektora finansów publicznych, więc niestety nie możemy tak po prostu pokazać, że nasze zadłużenie wynosi tylko 30 proc. PKB. To, co możemy zrobić, aby być porównywalni, to pokazać wszystkie formy finansowania i istniejące zobowiązania. Np. poziom zadłużenia Korei Południowej to ok. 40 proc. PKB. Niewiele. Ale realnie jest to powyżej 80 proc., z uwagi na poręczenia udzielone przez Skarb Państwa obligacjom wyemitowanym przez rozmaite agencje z sektora publicznego. Z punktu widzenia inwestorów ważne jest 80, a nie 40 proc.Polska ma bufor sięgający około 20 proc. PKB, który stanowią aktywa OFE. W ten sposób mamy już teraz sfinansowaną część emerytur. Włochy czy Niemcy z systemem „pay as you go” nie emitują teraz długu na rzecz przyszłych świadczeń, ale nie oznacza to, że nie mają zobowiązań dotyczących przyszłych emerytur.