Praktyczne spojrzenie

Byłem ostatnio w Paryżu i trafiłem na wystawę nieco podobną do naszych "Twoich Pieniędzy", o francuskiej nazwie "Actionaria", której to nazwy chyba nie trzeba tłumaczyć na język polski. Podobnie jak w Polsce, jednym z głównych organizatorów wystawy była tamtejsza giełda, podobnie jak u nas prezentowały się tam między innymi spółki giełdowe. Ale jedno od razu rzucało się w oczy - aktywność drobnych inwestorów.W Polsce trudno by się doszukać jakichś organizacji akcjonariuszy lub inwestorów. Choć pewnie wszyscy słyszeli o "spółdzielniach", jednak nie dorobiły się dobrej reputacji. Szkoda że tak się stało, bo przykład Francji (i nie tylko) pokazuje, iż podobne grupy mogą odgrywać bardzo pozytywną rolę. Istnieją tam dwa rodzaje takich organizacji, choć może słowo "organizacja" jest tu niezbyt fortunne, gdyż od razu kojarzy się nam z bardzo formalną strukturą i rozbudowaną biurokracją. Są to kluby akcjonariuszy i kluby inwestorów.Zacznę od klubów akcjonariuszy. Jak można się domyślać z samej nazwy, przy każdej spółce (choć głowy nie dam, czy istotnie przy każdej) istnieje klub jej akcjonariuszy. I zarządy spółek bardzo o takie kluby dbają, organizują spotkania, przekazują informacje - ponieważ dobrze wiedzą, że to przecież akcjonariusze są właścicielami spółek. Im bardziej akcjonariusze są zadowoleni, tym lepiej wiedzie się zarządowi. U nas, niestety, jeszcze zdarzają się spółki, które traktują akcjonariuszy (szczególnie tych drobnych) jako zło konieczne, co powoduje, że właściciel akcji wcale nie czuje się akcjonariuszem - on tylko na chwilę kupił akcje, aby zaraz je sprzedać z zyskiem. Ale żeby miał jechać na jakieś tam walne zgromadzenie? A po co? I tak jest przekonany, że o wszystkim zadecydują "grube ryby", a on jest tylko małą płotką, czyli po naszemu leszczem. A ja w Paryżu rozmawiałem ze starszym panem, który z dumą opowiadał, że już od dwudziestu lat jest wiernym akcjonariuszem i członkiem klubu, dzięki czemu doskonale się orientuje w sytuacji swojej spółki.Czym innym są kluby inwestorów. Pierwsze takie kluby powstały 100 lat temu w Stanach Zjednoczonych, we Francji pojawiły się 70 lat później. We Francji każdy klub zrzesza od 5 do 20 inwestorów, którzy co miesiąc wpłacają od 50 do 3000 franków (czyli jakieś 30 do 1800 złotych). Spotykają się też co miesiąc i decydują, w co zainwestować, dyskutują o sytuacji na rynku i wymieniają się doświadczeniami. Kluby te spełniają więc istotną rolę edukacyjną. Co bardzo ważne, państwo popiera ich rozwój przez wprowadzenie korzystnych przepisów podatkowych, a giełda współpracuje z nimi, organizując cały program szkoleń. Istnieje nawet ogólnokrajowa federacja klubów inwestorów. We Francji przez te kluby przewinęło się już dwa i pół miliona inwestorów!Kluby te współpracują również z pośrednikami finansowymi - w warunkach polskich byłyby to domy maklerskie. Klub może się zwrócić do maklera, by uczestniczył w comiesięcznych spotkaniach, służąc radą i pomocą. Korzystają więc na tym wszyscy - inwestorzy uzyskują fachową pomoc, dom maklerski zyskuje aktywnych klientów, którzy dzięki takiej współpracy na długo się z nim zwiążą. A ponieważ członkowie klubu stale inwestują nowe środki finansowe, rynek się wzmacnia i stabilizuje. I jakąż to tworzy wspaniałą atmosferę, sprzyjającą procesom prywatyzacji! A wszystko dzięki naturalnej aktywności uczestników rynku, wspieranej mądrą polityką państwa. Kiedy i my się tego doczekamy?

KRZYSZTOF GRABOWSKI

prezes Związku Maklerów i Doradców

Tekst stanowi wyraz osobistych poglądów autora