Dylematy rozwojowe małych i średnich przedsiębiorstw

W Polsce nie będą już powstawać nowe Specjalne Strefy Ekonomiczne. Czas funkcjonowania obecnie istniejących siedemnastu nie zostanie jednak skrócony, choć Unia Europejska jest przeciwna ich utrzymywaniu.O takich zamierzeniach rządu powiadomił wczoraj posłów z sejmowej Komisji Małych i Średnich Przedsiębiorstw wiceminister gospodarki Tadeusz Donocik. - W Unii Europejskiej, jak w całym cywilizowanym świecie, obowiązuje zasada, że prawa nabyte są respektowane. Najstarsze polskie Specjalne Strefy Ekonomiczne będą więc działały przez 17 lat, najmłodsze - jeszcze dłużej, a warunki stawiane firmom nie zmienią się - mówił wczoraj wiceminister. Dodał, że zapewne w czasie negocjacji z Unią Europejską będziemy musieli pójść na jakieś inne ustępstwa gospodarcze w zamian za utrzymanie SSE. Unia Europejska ma przeciw Polsce wiele mocnych argumentów, choćby taki, że w naszym kraju żadna strefa specjalna nie powstała na obszarze ze wskaźnikiem bezrobocia przekraczającym 25%, a taka jest zachodnioeuropejska norma.Kłopoty z nadmiaremNasz rząd nie ma zamiaru tworzyć kolejnych stref ekonomicznych, tym bardziej że decyzję o zwiększeniu ich liczby z kilku do 17, podjętą przez gabinet Włodzimierza Cimoszewicza jesienią 1997 r. uznaje za mało przemyślaną. Planowane jest jedynie powiększenie obszaru legnickiej SSE. Strefy utworzone kilkanaście miesięcy temu działają słabiej niż te najstarsze (między innymi mielecka, katowicka, suwalska, łódzka). We wrześniu 1997 r. SSE powoływano ad hoc i dziś widać, że są słabo przygotowane pod względem infrastruktury. W dodatku, potencjalni inwestorzy są zaskakiwani wiadomościami o nie uporządkowanych stosunkach własnościowych. Źle odebrana została także klauzula z rozporządzenia przyjętego jeszcze przez poprzedni rząd, że "zwolnienia z podatku dochodowego i preferencje dla inwestorów mogą się zmienić w celu ich dostosowania do zobowiązań Rzeczpospolitej jako członka Unii Europejskiej".- Tak naprawdę to chciałbym, żeby cała Polska stała się jedną wielką strefą ekonomiczną, w której przedsiębiorstwa nie płacą podatków, ale po prostu nie stać nas na takie rozwiązanie - powiedział T. Donocik. Przez przedsiębiorców SSE są przyjmowane z mieszanymi uczuciami. Wielu - podobnie jak polski rząd i Unia Europejska - twierdzi, że łamią one regułę wolnej gry rynkowej. Skoro firmy działające na obszarze specjalnych stref są zwalniane z 36-procentowego podatku dochodowego, to mają o tyle wyższą marżę niż przedsiębiorstwa spoza SSE. Zdarza się, że ceny, jakie oferują klientom uprzywilejowani producenci, są przez ich konkurentów odbierane jako dumping.Głośne są protesty producentów sprzętu AGD z wrocławskiego Wrozametu i Amiki z Wronek przeciwko wpuszczaniu do stref zachodnich konkurentów. Właściciele mieszalni pasz z okolic strefy warmińsko-mazurskiej (reprezentujący sektor małych i średnich przedsiębiorstw) protestowali przeciw lokalizacji na terenie SSE przedsiębiorstwa utworzonego przez jedną z dużych firm olsztyńskich. Argumentowali, że firma dysponująca dużym kapitałem, a także niższymi kosztami stałymi z powodu ulg podatkowych, naruszy zasadę uczciwej konkurencji. Niektórzy krytycy SSE powątpiewiają w podobno regularnie powtarzającą się zależność, że jedno nowe miejsce pracy w specjalnych strefach tworzy (poprzez sieć zależności gospodarczych) dwa następne miejsca poza nimi. Jak twierdzą, jeśli duża firma wprowadzona do SSE zniszczy małych okolicznych konkurentów, to liczba nowych stanowisk pracy może być mniejsza od liczby zlikwidowanych.Ciężar ulgWszystkie polskie SSE zajmują obszar 6 tysięcy hektarów. Suma inwestycji zadeklarowanych przez przedsiębiorstwa obecne w strefach to 5,7 mld USD. Najpoważniejsze już zaangażowane kwoty to przedsięwzięcia w katowickiej SSE (2,2 mld zł - GM, Isuzu, Delphi), w mieleckiej SSE (1,2 mld zł - Atlantis, Kirkham) oraz w legnickiej SSE (1,1 mld zł - Volkswagen, Sitech, Urzędowski).Inwestorzy w naszych strefach ekonomicznych mogą liczyć na całkowite zwolnienie z podatku dochodowego przez pierwszych 10 lat, a przez następnych 10 lat na 50-procentową ulgę. Muszą jednak spełniać warunki co do liczby zatrudnionych osób i wysokości rozłożonych na kilka lat nakładów inwestycyjnych. Ministerstwo Gospodarki przyjęło zasadę, że im większy inwestor, tym poważniejsze musi spełnić warunki. Firmy nie wywiązujące się z obietnic będą musiały zwracać nie zapłacone podatki wraz z odsetkami.Organizacje biznesowe narzekają, że przyjęte minimalne progi (inwestycje rzędu 1-2 mln ecu, lub zatrudnienie przynajmniej 100 pracowników) eliminują z SSE małe i średnie przedsiębiorstwa. Wiceminister Donocik radzi jednak, by krajowy small business i samorządy lokalne w najbliższych latach zainteresowały się regionalnymi funduszami pomocowymi UE, gdyż mamy szansę na wielomilionowe (w ecu) dotacje, o ile sami będziemy potrafili sfinansować 25% tych przedsięwzięć.

JACEK BRZESKI