Wicepremier różnie oceniany
W czasie rocznych rządów wicepremiera Balcerowicza mieliśmy nieudaną próbę rewolucji podatkowej, która umocniła autorów konkurencyjnych rozwiązań fiskalnych. Przygotowany przez Ministerstwo Finansów projekt budżetu na 1999 r. jest chwalony za przyjęcie ambitnych i zdrowych założeń makroekonomicznych, lecz ganiony za warsztatowe niechlujstwo.Wicepremier Balcerowicz słusznie jest komplementowany za udane starania, by gospodarkę utrzymywać w równowadze. W kończącym się 1998 r. doświadczyliśmy ostudzenia koniunktury, co zapewne osłoniło Polskę przed wstrząsami, których nie uniknęły liczne kraje z grupy emerging markets.Cichy sukcesL. Balcerowicz spierał się o słowa i podkreślał, że niczego ani nie schładza, ani nie studzi. Nie chciał, by przylepiano mu etykietę hamulcowego wzrostu gospodarczego. Parlamentarna opozycja i tak to zrobiła, przypominając, że kiedy ona rządziła, PKB rósł o około 7% rocznie. Nie sposób jednak nie zgodzić się z wicepremierem, że w dzisiejszych trudnych czasach nawet pięcioprocentowy wzrost PKB będzie jednym z lepszych wyników na świecie.Jesienią ubiegłego roku wicepremier zgromadził ekspertów z najpoważniejszych pozarządowych instytutów naukowych, by ci wypowiedzieli się na temat perspektyw gospodarki w 1998 r. Diagnoza była niemal jednobrzmiąca: należy zamknąć nożyce między tempem wzrostu spożycia a dynamiką PKB. Przewaga popytu nad możliwościami produkcyjnymi krajowych przedsiębiorstw, a także boom kredytowy "wypracowany" w czasie, gdy gospodarką kierował Grzegorz Kołodko, prowadziła do niebezpiecznie dużego deficytu obrotów bieżących bilansu płatniczego. Słowa Jana Szomburga, prezesa Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, że "jesteśmy jak lokomotywa pędząca po torach, które mogą tego nie wytrzymać", wypowiedziane w pierwszych tygodniach funkcjonowania gabinetu Jerzego Buzka, pomogły wicepremierowi przeforsować na forum rządu i parlamentu budżet na 1998 r. z mocno ograniczonym deficytem. Dziś wiadomo, że tempo wzrostu spożycia zmaleje z 6,2% w 1997 r. do około 4,5% w tym roku i że dynamika płac realnych z 4,6% w I kwartale 1998 r. spadła do 3,7% w III kwartale.Ostatnio w środowisku ekonomistów nie brak opinii, że studzenie koniunktury było nawet zbyt ostrożne (tak twierdzi prof. Jan Mujżel) i ostrych sprzeciwów wobec postulatów szefa RCSS, ministra Jerzego Kropiwnickiego, który chce pobudzać popyt i utrzymać deficyt budżetowy w 1999 r. na poziomie z tego roku. Prof. Andrzej Wojtyna mówi, że polityka gospodarcza prowadzona według recepty RCSS wystawiłaby nas na ryzyko kryzysu.Groch z kapustąProjekt budżetu na 1999 r. przygotowany przez Ministerstwo Finansów w swoich głównych założeniach jest dobrą kontynuacją dokumentu tegorocznego. Kiedy jednak posłowie z Komisji Finansów Publicznych przyglądają się szczegółom dokumentu rządowego, to zgodnie stwierdzają, że jest gorszy warsztatowo od tworzonych w ostatnich latach. Jeden z czołowych parlamentarzystów UW prof. Jerzy Osiatyński (minister finansów w gabinecie Hanny Suchockiej) nazwał to, co zobaczył, "grochem z kapustą". Posłów razi poważne zmniejszenie liczby zbiorczych tabel, niezbędnych do analizowania zmian sytuacji w ostatnich latach, a przede wszystkim brak koncepcji, co jest priorytetem rządu. Słabym usprawiedliwieniem resortu jest argument, że w 1999 r. mamy mniejszą możliwość porównań, gdyż samorządy, służba zdrowia i ubezpieczenia emerytalne będą finansowane według nowych zasad.Niepowodzeniem wicepremiera była koncepcja przełomowej reformy fiskalnej, przedstawiona w "Białej księdze podatków". Już przy okazji pierwszego głosowania w Sejmie nad zmianami podatkowymi koalicyjny partner (AWS) dał do zrozumienia ministrowi finansów, że nie jest zainteresowany podatkiem liniowym od dochodów osobistych i będzie trwał przy systemie progresywnym, wzmocnionym rozwiązaniami prorodzinnymi.
JACEK BRZESKI