Droga do Unii Europejskiej
Droga do stabilizacji cen jest trudniejsza niż zejście z inflacji trzycyfrowej do dwucyfrowej - uważa wielu ekonomistów. Znane jest pojęcie inercji inflacyjnej. Co zrobić, by obecną 9-procentową inflację zredukować do 2--procentowej i tym samym spełnić jedno z podstawowych kryteriów z Maastricht?Według prof. Witolda M. Orłowskiego, ekonomia zna dwa podstawowe sposoby tłumienia inflacji - ograniczanie podaży pieniądza lub stabilizacja kursu walutowego. Jednak oba instrumenty niosą ze sobą niebezpieczeństwa dla gospodarki. Ograniczenie podaży pieniądza zwiększa ryzyko recesji, a kotwica kursowa prowadzi do spadku wolumenu i opłacalności eksportu oraz wzrostu deficytu obrotów bieżących, co może skończyć się kryzysem walutowym.Na seminarium Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych, poświęconym dezinflacji i polityce monetarnej, prof. Orłowski stwierdził, że stabilizacji cen nie da się osiągnąć bez ograniczenia oczekiwań inflacyjnych. Te zaś można zmniejszyć, ograniczając lub wręcz eliminując mechanizmy indeksacyjne. Zmniejszenie oczekiwań jest bezpieczną drogą do hamowania wzrostu cen.Inflacja korekcyjnaW krajach przechodzących transformację systemową występuje tzw. inflacja korekcyjna, która wynika z wadliwej struktury cen odziedziczonej po systemie gospodarki centralnie sterowanej. Teoretycznie uwolnienie cen powinno doprowadzić do ruchów w obie strony, ale w praktyce struktura cen zmienia się w ten sposób, że jedne rosną bardziej niż inne. Czy w Polsce mamy do czynienia z inflacją korekcyjną?Zdaniem Witolda Orłowskiego, struktura cen w Polsce odbiega jeszcze od struktury w krajach wysoko rozwiniętych. Różnice zmniejszają się i obecnie dotyczą głównie tych towarów, które nie są przedmiotem handlu zagranicznego. W Portugalii mają miejsce podobne odchylenia, a mimo to inflacja została zredukowana do 2%, co otworzyło temu krajowi drogę do Europejskiej Unii Monetarnej (strefa euro).Niektórzy ekonomiści uważają, że czeka nas jeszcze wzrost cen żywności po uzyskaniu członkostwa w Unii Europejskiej. Zdaniem Witolda Orłowskiego - niekoniecznie. Jego zdaniem, również mechanizm pełzającego kursu nie powiększa inflacji (mimo indeksakcji kurs nie odbiega zasadniczo od tego sprzed półtora roku). Utrzymuje on, że zjawisko inflacji korekcyjnej nie ma dziś istotnego wpływu na ciągle stosunkowo wysoką dynamikę cen.Terapia bez indeksacjiRedukcji inflacji sprzyja, oczywiście, ostrożna polityka monetarna i fiskalna. Ale mimo ciągłego zmniejszania deficytu budżetowego (w tej dziedzinie spełniamy już kryterium z Maastricht) wzrost cen w Polsce znacznie przewyższa stopę inflacji w krajach rozwiniętych. Powstaje więc pytanie o dalszą terapię antyinflacyjną.Według Witolda Orłowskiego, zaostrzenie polityki makroekonomicznej jest ryzykowne. Przykładem są Stany Zjednoczone na początku lat 70., które za likwidację inflacji zapłaciły recesją. Szybkie i bezpieczne efekty przynieść może jedynie zmniejszenie oczekiwań inflacyjnych, które znajdują ujście w mechanizmach indeksacyjnych. Dziś pracodawcy waloryzują płace, zgadzają się na podwyżki, ponieważ nie wierzą, że rząd i bank centralny chcą ostatecznie rozprawić się z inflacją. Gdy uwierzą, pękną oczekiwania inflacyjne, co będzie równoznaczne z odejściem od mechanizmów indeksacyjnych.Powstaje jednak problem, jak to zrobić, nie strasząc zaostrzeniem polityki makroekonomicznej? Prof. Orłowski uważa, że rząd powinien przekonać społeczeństwo do korzyści wynikających z pełnego uczestnictwa w Unii Europejskiej (a więc także w Europejskiej Unii Monetarnej). Jeśli determinacja w dążeniu do Eurolandu, gdzie istnieje wymóg stabilnych cen, będzie widoczna, zmniejszą się oczekiwania inflacyjne. Dochodzenie do zerowej (lub bliskiej zeru) inflacji tradycyjnymi metodami może trwać wiele lat i wymagać nie tylko zrównoważenia finansów, ale wypracowania odpowiednio dużej nadwyżki budżetowej.Manewr ze studzeniem oczekiwań inflacyjnych udał się w Hiszpanii i Portugalii. Grecja także odnotowała duży spadek inflacji, choć jeszcze niewystarczający, by wejść do strefy euro. Według prof. Orłowskiego, w żadnym z tych krajów nie zaostrzono w ostatnim czasie polityki makroekonomicznej.Obecnie ceny w Polsce rosną nieco wolniej, niż zakładano w rządowych prognozach, ale nie tak wolno, by w krótkim czasie marzyć o inflacji na poziomie Portugalii. Spadek dynamiki cen wynika z ochłodzenie koniunktury. Tym bardziej więc niebezpieczne byłoby stosowanie dziś w Polsce instrumentów osłabiających popyt lub usztywniających kurs.
MAŁGORZATA POKOJSKA