Koniunktura gospodarcza staje się wyraźnie gorsza. Od trzech miesięcy spada produkcja przemysłowa, rosną zapasy nie sprzedanych towarów, a firmy notują niższe zyski. Dotyczy to także spółek giełdowych, których zyski spadły, ciągnąc w dół notowania akcji. Z tego powodu kilku prezesów utraciło w ubiegłym roku pracę. To jeszcze nie recesja, przed którą ostrzega Rządowe Centrum Studiów Strategicznych, ale bez wątpienia dla polskich przedsiębiorstw idą cięższe czasy. Jednak kryzys ma zwykle dla gospodarki skutki ozdrowieńcze. Czyści rynek z firm zacofanych i stwarza miejsce dla nowoczesnych i dynamicznych. Ten proces właśnie w polskiej gospodarce się zaczął, a światowe zamieszanie finansowe przyspieszy go.Popyt wewnętrzny nie rośnie tak szybko, jak w latach poprzednich, co jest skutkiem schłodzenia gospodarki. Spora część firm prywatnych, szczególnie ulokowanych we wschodniej części Polski, odczuwa skutki kryzysu rosyjskiego. Firmy te są nastawione na prostą produkcję (na przykład odzieżową), sprzedawaną na bazarach kupcom ze Wschodu. Tymczasem obroty bazarowe spadły od sierpnia o połowę i wiele prywatnych firm musi ograniczyć produkcję lub nawet zakończyć działalność. Gorzej wiedzie się eksporterom na rynki światowe. Polskie produkty, z reguły nisko przetworzone, dotyka światowa deflacja. Można je sprzedawać - na przykład lubińską miedź - ale po niższych cenach. W konkurencji cenowej polskie wyroby przegrywają ze wschodnioazjatyckimi, znacznie tańszymi dzięki fali dewaluacji wymuszonej kryzysem finansowym. Dewaluacja walut wschodnich powoduje, że koszty robocizny w Polsce stają się relatywnie wyższe, wręcz niekonkurencyjne. Polskie firmy, żeby przetrwać, będą musiały szybciej obniżać koszty, podnosić wydajność, energiczniej zabiegać o klienta. Część z nich potrafi to robić, część nie. Naukowcy z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową ostrzegają, że nadchodzący rok będzie okresem dywersyfikacji firm. Część będzie w stanie dostosować się do trudnych warunków rynku, część polegnie.Polskie przedsiębiortwa - państwowe i prywatne - są wciąż zacofane w porównaniu ze swymi konkurentami z krajów wysoko rozwiniętych. Nawet kraje małe potrafią na rynkach światowych znaleźć dla siebie niszę, w której są najlepsze. Mała Dania jest potentatem w produkcji insuliny, Finlandia - w przemyśle drzewnym i maszynach obsługujących ten przemysł. W Polsce trudno znaleźć branżę lub choćby pojedynczy produkt, który byłby liderem na rynkach światowych. Nawet firmy z udziałem kapitału zagranicznego nie są wystarczająco konkurencyjne. Jeżeli mimo wszystko potrafiły w ostatnich latach konkurować, to dlatego że wykorzystywały wolną przestrzeń, jaka pojawiła się na polskim rynku (na przykład popyt na samochody) oraz tanią siłę roboczą.Naukowcy z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową są zdania, że niektóre branże znajdą się w kłopotach, inne zajmą zwolnione na rynku miejsce. Kłopoty będą przeżywać te, które korzystały w ostatnich pięciu latach z chwilowej przewagi, jaką dawała tania siła robocza (przemysł meblarski, stalowy, stoczniowy). Lepiej powinny radzić sobie nowoczesne branże technologicznie. W przedsiębiorstwach wzrośnie popyt na nowoczesność. Więcej pieniędzy będzie się przeznaczało na zakup i wdrażanie nowoczesnych technologii. Być może pojawią się wreszcie produkty specyficznie polskie, podbijające rynki światowe.Polska gospodarka - na poziomie firm - stoi zatem w obliczu dużych zmian. Dla części przedsiębiorstw będzie to zły czas. Możliwe będą bankructwa i zmniejszanie zatrudnienia. Na masie upadłościowej będą wyrastać firmy nowoczesne. Na krótką metę nie obędzie się bez społecznych napięć, wzrostu bezrobocia i wielu nieprzyjemnych dla pracowników i pracodawców sytuacji. Ale dla gospodarki to wielkie czyszczenie będzie pozytywne. W ten sposób będą budowane podwaliny pod zdrowy rozwój, jaki powinien trwać w następnych latach.

Witold Gadomski,

publicysta "Gazety Wyborczej"