Analiza techniczna indeksów światowych

Najważniejsze indeksy światowe zakończyły 1998 rok na zdecydowanie wyższym poziomie, niż go rozpoczęły. Mimo to nie można powiedzieć, aby minione 12 miesięcy stało pod znakiem dominacji byków. Kryzys azjatycko-rosyjski mocno wstrząsnął światowymi rynkami kapitałowymi, powodując w drugiej połowie roku kilkudziesięcioprocentowe spadki notowań na czołowych giełdach. Towarzyszyły temu niekorzystne sygnały płynące z analizy technicznej, takie jak spadki poniżej wieloletnich linii trendów wzrostowych. Wprawdzie pod koniec roku znaczna część strat została odrobiona, nie można jednak powiedzieć, aby trendy długoterminowe na najważniejszych rynkach światowych miały kierunek wzrostowy.Giełda nowojorskaNajlepiej z ogólnoświatowymi kłopotami gospodarczymi poradziła sobie giełda amerykańska. Tamtejszy główny indeks Dow Jones Industrial nie tylko spadł najmniej w czasie rozpoczętej w lipcu bessy, ale także zdołał odrobić całość strat. Podstawą ostatniej fali wzrostowej na rynku amerykańskim była formacja podwójnego dna, która ukształtowała się na silnej linii wsparcia w okolicach 7,5 tys. punków i pomimo że wybicie z niej nie zostało potwierdzone wzrostem aktywności inwestorów, bykom to wystarczyło, aby wyciągnąć Dow Jones do poziomu sprzed załamania rynku. Szczyt koniunktury z lipca został nawet przekroczony o 17 pkt. (9380 pkt.), ale raczej nie można powiedzieć, aby tendencja długoterminowa miała kierunek wzrostowy. Dopiero ewentualne zdecydowane wyjście indeksu powyżej 9380 pkt. (a najlepiej ponad widoczną na wykresie linię poprowadzoną przez szczyty z maja i lipca tego roku) będzie oznaczać przejęcie kontroli nad rynkiem przez niedźwiedzie. Warto zauważyć, że w czasie trwających od lipca do września spadków została przełamana dwuletnia linia trendu wzrostowego, a w czasie rynku byka takie wsparcia nie powinny być przełamywane. Jeśli tak się dzieje, to znaczy, że dotychczasowy trend słabnie. Czy zatem amerykańskim akcjom grozi pogrążenie się w bessie? Wniosek taki jest w tej chwili nieuzasadniony, bo przecież pod koniec roku Dow ponownie znalazł się powyżej przełamanej wcześniej linii trendu. Wydaje się to świadczyć, że siły byków i niedźwiedzi są w tej chwili wyrównane, co może zaowocować długoterminowym trendem bocznym w obszarze 9380-7500 pkt. W każdy razie dopóki Dow znajduje się powyżej silnej strefy wsparcia w obszarze 7000-7500 pkt., dopóty tamtejszemu rynkowi nie grozi jakieś katastroficzne załamanie.Giełda frankfurckaNajwiększe straty spośród głównych światowych rynków akcji poniosła giełda we Frankfurcie. Tamtejszy indeks DAX w czasie trzech miesięcy stracił na wartości ponad 38%, notując serię dwunastu kolejnych tygodni bez najmniejszego choćby wzrostu. Konsekwencją tak znacznych spadków było przełamanie ponaddwuletniej linii trendu wzrostowego. Jednak przeciwnie niż Dow Jones, niemiecki DAX nie zdołał ponownie znaleźć się powyżej jej poziomu, a w czasie październikowo-listopadowych wzrostów opisywana linia trendu zadziałała jako opór. Dlatego zasadne wydaje się twierdzenie, że na giełdzie we Frankfurcie od końca lipca dominuje trend spadkowy. Pomimo dominacji niedźwiedzi, byki walczą o powrót rynku do trendu wzrostowego. Choć odwrócenie trendu spadkowego w październiku nastąpiło dość gwałtownie, co nie wróżyło wzrostom trwałości, to obecnie na wykresie indeksu można dostrzec formację odwróconej głowy z ramionami, typową do zakończenia bessy. Wysokość formacji wynosi ok. 1200 pkt., a linia szyi znajduje się na poziomie 5150 pkt. Jak na razie DAX znajduje się na etapie kształtowania prawego ramienia, bezskutecznie próbując przełamać linię szyi. Jeśli bykom uda się doprowadzić do pełnego zbudowania formacji, czyli przebić linię szyi przy zwiększonym wolumenie, będzie można spodziewać się wzrostu indeksu w okolice szczytu koniunktury z końca lipca zeszłego roku, znajdującego się na wysokości 6200 pkt. Formacja posiada dość poważną wadę, a mianowicie nie jest potwierdzana przez w, co w przypadku zmiany trendu ze spadkowego na wzrostowy ma dość istotne znaczenie.Giełda londyńskaBardzo ciekawie prezentuje się wykres FTSE-100, mierzącego koniunkturę na giełdzie w Londynie. Od początku 1997 roku do kwietnia ub.r. na wykresie indeksu ukształtowała się formacja rozszerzającego się klina, niemal identyczna jak swojego czasu na WIG-u. Również podobnie jak WIG, FTSE zdołał powrócić powyżej dolnej linii klina i można zauważyć, że obecnie znajduje się mniej więcej w tej samej fazie trendu co nasz indeks w marcu zeszłego roku. Takie porównanie może wydaje się zbyt śmiałe, ale warto mieć na uwadze, że od marca do dna w październiku WIG stracił ponad 40% wartości. Jak na razie jednak FTSE jest znacznie bliżej długoterminowego trendu bocznego niż spadkowego i prezentuje się nieco mocniej niż DAX. Podobnie jak na wykresie indeksu niemieckiego, również tutaj można dostrzec formację odwróconej głowy z ramionami. Jednak jej lewe ramię jest bardzo słabo wykształcone (tak słabo, że nie widać go praktycznie na wykresie tygodniowym), a linia szyi została już kilkakrotnie naruszona. Wydaje się to potwierdzać niską wiarygodność formacji, a można nawet wysunąć wniosek, że nie ma ona znaczenia dla dalszego rozwoju trendu.Giełda budapeszteńskaJeszcze większe straty od naszej giełdy poniósł w zeszłym roku rynek w Budapeszcie. Od początku kwietnia do końca września tamtejszy indeks BUX stracił na wartości niemal 60%, z nawiązką realizując spadek wynikający z widocznej na wykresie formacji głowy z ramionami. Wprawdzie zakończenie spadków wypadło dość gwałtownie i bez starannego przygotowania, więc BUX zdołał do końca roku zyskać prawie 70%, dając inwestorom szanse na odrobienie znacznej części strat. Jednak trwający od ponad trzech miesięcy trend wzrostowy wydaje się mieć jedynie korekcyjny charakter, a tendencja długoterminowa po przełamaniu trzyletniej linii wsparcia ma charakter spadkowy.PodsumowanieKontynuacja trwającej na rynkach światowych od wielu lat hossy stoi pod dużym znakiem zapytania. Głównym giełdom o wiele bliżej do trendów bocznych, jak w Nowym Jorku, Londynie czy Paryżu lub spadkowych, jak w we Frankfurcie czy Budapeszcie. Jaki wpływ na nasz rynek może mieć ewentualna bessa na świecie? W mijającym roku komentatorzy dość często powoływali się na sytuację na giełdach zagranicznych, aby uzasadniać swoje prognozy dotyczące WIG-u. Wszyscy ignorowali fakt, że korelacja pomiędzy WIG-iem a głównym indeksami światowymi jest co najmniej luźna. Wystarczy porównać wykres naszego indeksu np. z DAX-em. Na WIG-u szczyt hossy wypadł 18 lutego 1997 roku, na wykresie DAX tego dnia był "szczycik" o czwartorzędnym znaczeniu. Od tamtej pory WIG wszedł w trend boczny, a DAX zdołał jeszcze podwoić swoją wartość. Naszym lokalnym szczytom koniunktury z października 1997 roku i marca ub.r. nie odpowiadają żadne istotne maksima na wykresach głównych indeksów światowych (nawet BUX miał szczyt pod koniec kwietnia). Dobrą korelację złapaliśmy dopiero pod koniec lipca z chwilą, kiedy większość giełd osiągnęła najwyższe poziomy w historii, po czym pogrążyła się w gwałtownej bessie. Wtedy ujawniła się dość nieprzyjemna cecha naszego rynku, który reagował na wszystkie większe spadki, ale niestety, nie chciał rosnąć wraz z innymi giełdami. Można zatem mieć wątpliwości, czy bessa lub trendy boczne na czołowych giełdach automatycznie oznaczają takie samo zachowanie naszego rynku.WIG na tle innych indeksów prezentuje się całkiem korzystnie, przede wszystkim za sprawą o wiele lepiej zarysowanej formacji odwróconej głowy z ramionami. Jeśli tylko bykom uda się doprowadzić do przełamania linii szyi na wysokości 13,8 tys. pkt. przy zwiększonym wolumenie (co jest jednak dość wątpliwe), to o ile tylko na zachodnich giełdach nie dojdzie do krachu - będziemy mieli szansę na całkiem poważny wzrost.

TOMASZ JÓŹWIK