Praktyczne spojrzenie

W czwartek na giełdzie zainaugurowano nowy rok. Rozdano nagrody "Wirującego Byka" - jak na swój użytek sparafrazowałem nazwę zaprezentowaną przez prezesa W. Rozłuckiego. Było pięknie i wspaniale, a jednak było mi czegoś żal. Po chwili zrozumiałem: wszyscy nagrodzeni to sami giganci... A co się stało z małymi?Ostatnie miesiące co i rusz przynosiły nam informacje o tym, że kolejny mały dom maklerski został wchłonięty przez większy. Może to i dobrze dla rynku, bo i środki finansowe większe, więc być może i bezpieczeństwo też większe... Ale nadal szkoda mi tych małych domów maklerskich, które z natury rzeczy były bliżej klienta i były bardziej aktywne od dużych organizacji, gdyż tylko to dawało im szansę utrzymania się na rynku. Na razie wygrywają wielcy, ale może znajdzie się jakaś nisza dla małych?Niedawno zniknął kolejny mały dom maklerski, prowadzony przez moich imienników, dwóch przesympatycznych Krzysztofów - Arabskiego i Gawora. Jeden duży i niesłychanie ruchliwy, drugi drobny, ze spokojnym uśmiechem. Obaj tryskali pomysłami, co by tu zrobić atrakcyjnego, żeby przyciągnąć klientów. Obaj byli (i nadal są) maklerami, i to z pierwszej, pionierskiej setki maklerów. Szczególnie Arabski, enfant terrible polskiego rynku kapitałowego, był przez długi czas moim cichym (a raczej głośnym) wzorem do naśladowania.Pamiętam moje pierwsze zetknięcie z nim, kiedy to jeszcze byłem może niekoniecznie nieśmiałym, ale na pewno początkującym maklerem. Właśnie odważyłem się na jakąś publiczną, dość krytyczną wypowiedź, a ten mi na przyjęciu, w obecności szefa skrytykowanej organizacji, wyskakuje na całą salę z gratulacjami. Speszył mnie wtedy okrutnie, ale i dodał otuchy. Zawsze taki był i mam nadzieję, że nadal będzie. Trzeba dużej odwagi i przekonania do swoich poglądów, by ich bronić niezależnie od tego, czy się akurat komuś narażamy. Ważne, by były to działania konstruktywne i wnosiły coś ciekawego i pozytywnego.Nie zawsze się ze sobą zgadzamy, ale to chyba dobrze. Pamiętam jak rok temu ogłosił publicznie, że w jego domu maklerskim wszyscy maklerzy udzielają klientom bezpłatnych rekomendacji. Było to krótko po zakończonej dyskusji, czy w ogóle maklerzy mogą tak działać. Miałem trochę żal, że całą zasługę przypisał sobie, bo przecież wiele osób się do tego przyczyniło. Ale faktem jest, że wszyscy czekali, kto pierwszy zacznie, a ten wystrzelił - od razu wszyscy! No więc rzeczywiście zasługa duża.I tak było zawsze. Ile razy się z czymś nie zgadzał, głośno o tym mówił, a wszyscy, którzy bali się odezwać, cieszyli się, że ktoś to wreszcie powiedział lub zrobił. Od czasu do czasu zapowiada tajemniczo, że znowu wymyśli coś ciekawego - zawsze czekam niecierpliwie, co z tego wyniknie. Ostatnio trochę przycichł, ale to pewnie dlatego, że miał - wraz z drugim Krzysztofem - inne problemy. Ich dom maklerski, działający jako spółka cywilna, musiał zmienić formę prawną. No i koło się zamknęło - zostali wchłonięci przez dom maklerski, w którym ja zaczynałem karierę maklera.No i dlatego mi żal. Kiedyś w Londynie, gdzieś w odległej dzielnicy, natknąłem się na malutki, dwuosobowy kantorek. A to właśnie był "dom maklerski". Więc jednak można? Mam nadzieję, że i nasz rynek rozwinie się na tyle, że znajdzie się miejsce i dla małych domów maklerskich, których naturalna aktywność przyciągnie wielu klientów. No właśnie - aktywność. Tej zdrowej aktywności potrzeba nam wszystkim.

KRZYSZTOF GRABOWSKI

prezes Związku Maklerów i Doradców

Tekst stanowi wyraz osobistych poglądów autora