Wydaje się, że w krótkim terminie duża korelacja polskiego rynku z rynkami światowymi będzie się nadal utrzymywać, natomiast w dłuższym terminie oczekiwałbym poprawy siły relatywnej całego naszego regionu. Obecnie najbardziej wskazaną strategią inwestycyjną wydaje się obserwowanie rynku z daleka, do momentu uspokojenia się sytuacji na świecie. Alternatywnie, inwestorzy o mocnych nerwach i wierze w kształtującą się hossę w Polsce powinni już teraz zajmować pozycje w wybranych spółkach. Nie sposób bowiem nie dostrzec dwóch optymistycznych faktów. Po pierwsze, ubiegłotygodniowa i zapewne nie ostatnia obniżka stóp procentowych w Polsce. O ile jej wpływ na koniunkturę gospodarczą i kondycję przedsiębiorstw można uznać za częściowo zdyskontowany przez rynek (tzn. omówiony, aczkolwiek nie skwantyfikowany), o tyle wydaje mi się, że pomijany jest na razie w analizach element płynności (liquidity), czyli przepływu krajowego pieniądza. Przez ostatnie dwa lata zarówno inwestorzy, jak i ciułacze przyzwyczajeni byli do wysokich realnych stóp procentowych, uzyskiwanych od papierów skarbowych, jak i depozytów bankowych. Tymczasem pogłębiający się spadek dochodowości instrumentów rynku pieniężnego powinien sprawić, że w pewnym momencie wolne pieniądze krajowe zaczną szukać innych możliwości inwestycyjnych, trafiając również na rynek akcji.Drugim pozytywnym elementem, którego bym się doszukiwał ,jest to, iż istnieje grupa spółek, która powinna skupić na sobie uwagę nawet najwybredniejszych inwestorów. Chodzi tu przede wszystkim o spółki z szeroko rozumianego sektora usługowego, gdzie należy spodziewać się ponad 20-proc. realnego przyrostu zysków, czyli tyle, ile inwestorzy oczekują od rynków rozwijających się. Ponieważ spółki te są jednocześnie tanio wycenione w stosunku do ich odpowiedników z rynków rozwiniętych, wydają się one stosunkowo bezpieczną inwestycją.

.