Sieciowa czkawka na amerykańskich giełdach
Amerykańskich graczy giełdowych ogarnął szał komputerowego składania zleceń. Tymczasem ponad 60% internetowych połączeń z brokerami nie dochodzi do skutku, a irracjonalnie wysokie ceny składane w elektronicznych ofertach zmuszają kontrolerów rynku do działania.Przez Internet dokonywana jest obecnie w USA co czwarta detaliczna operacja giełdowa - dwukrotnie więcej niż przed rokiem. Niektóre firmy brokerskie wyłączyły najpopularniejsze akcje z takiego obrotu lub ograniczyły do 20 minut jednorazowy czas składania komputerowych zleceń. Jednocześnie same próbują uporać się ze znanymi już wcześniej kłopotami: powolnym ładowaniem się stron WWW czy awariami serwerów. Niektóre, jak Waterhouse Securities Inc., wymagają od inwestorów, by transakcje dotyczące akcji o najbardziej zmiennych kursach zawierali tylko w rozmowie z brokerami. Wiele firm, włącznie z przodującą na internetowym rynku giełdowych transakcji Charles Schwab Corp., wprowadziło limit lub zupełnie wyeliminowało możliwość częściowego kredytowania zakupów akcji "na bazie marży".- Nawet w zwyczajnym dniu nie działa to dobrze, a gdy są większe ruchy na giełdzie, zaczyna się tragedia - mówi cytowany przez "International Herald Tribune" Steve Salgo, programista komputerowy z Plano w Teksasie, który składa zlecenia giełdowe za pośrednictwem domowego peceta i w nadziei na poprawienie połączeń już ośmiokrotnie zmieniał on-line'owych brokerów. W ocenie jednej z internetowych firm konsultingowych, w pierwszym tygodniu stycznia br. 63% elektronicznych połączeń firm brokerskich w USA nie doszło do skutku.- To po prostu mania - mówi Bernard Madoff z BM Investment Securities, zaliczanej do największych amerykańskich market-makerów. - Ludzie kupują po 100 czy 200 akcji bez żadnego związku z analizą fundamentalną, z realiami rynku.W najbliższy poniedziałek specjalny komitet Nasdaq (skomputeryzowanego systemu kwotowania cen walorów na amerykańskim rynku) ma przedyskutować propozycje zmian w przepisach dotyczących obrotu giełdowego - m.in. po to, by zmniejszyć podatność rynku na irracjonalnie wysokie, składane elektronicznie, oferty.
JK.