Już prawie cztery tygodnie upłynęły od czasu ustanowienia przez rynek maksimum poprzedzającego minipanikę wywołaną dewaluacją brazylijskiej waluty. Zarówno indeksy naszego rynku, jak i najważniejszych giełd zagranicznych nie zdołały, w tym czasie, trwale pokonać swych szczytów z pierwszej połowy stycznia. Co prawda, związane z falą publicznych wezwań spekulacyjne harce, trwające ostatnio na Giełdzie Papierów Wartościowych dały niejedną okazję do osiągnięcia nadzwyczajnych zysków, to jednak utrzymująca się niezdolność średniego poziomu cen do pokonania poprzedniego maksimum stanowi bardzo negatywny sygnał. Jeszcze przed tygodniem wydawało się, że uzasadnieniem dla ewentualnego dalszego osłabienia koniunktury będzie ewolucja sytuacji w krajach Ameryki Łacińskiej. Globalny rynek nie wydawał się jednak zbyt wrażliwy na płynące z Brazylii informacje. Ostatnie opublikowane w Stanach Zjednoczonych kluczowe statystyki wskazują jednak, że wcześniejsze przesłanki, przemawiające za kontynuacją pierwszej fali nowej globalnej hossy, wymagają ponownego przeanalizowania. W poprzedni piątek okazało się bowiem, że w IV kw. ub.r. gospodarka USA zanotowała najwyższe od 2 lat tempo wzrostu gospodarczego (+5,6 proc. w skali rocznej). Podana w poniedziałek wartość styczniowego indeksu NAPM zasugerowała z kolei gwałtowne odwrócenie się trwającego od marca ub.r. spadkowego trendu nastrojów panujących w amerykańskim przemyśle. Wszystko to oznacza, że Fed powinien zrezygnować z łagodzenia polityki pieniężnej i następnych jego ruchem może być podwyżka stóp. Dokładnie w chwili, w której inwestorzy dojdą do przekonania, że tak będzie w rzeczywistości, zacznie się załamywać względnie dobra od 4 miesięcy koniunktura na rynkach peryferyjnych, w tym i na GPW.

.