Po nieudanych próbach przebicia tegorocznego szczytu, rynek od ponad dwóch tygodni znajduje się w fazie konsolidacji czy też, jakby powiedzieli pesymiści - stagnacji. Nie można jednak powiedzieć, że na rynku nic się nie dzieje, gdyż, na razie, inwestorzy krajowi nie poddają się panującemu marazmowi. Co tydzień mamy bowiem do czynienia ze spektakularnymi, 20-30% wzrostami cen spółek, kiedy rynek oczekuje, że "coś" się może wydarzyć: przejęcie, inwestor strategiczny, wydarzenie mające przełożenie na wyniki finansowe. Trend ten może wkrótce objąć również kilka małych firm. W odróżnieniu od niektórych komentatorów, nie nazywałbym przy tym tych wzrostów spekulacyjnymi, gdyż większość oczekiwanych zdarzeń zaistniała w rzeczywistości. Zwraca również uwagę stosunkowo silne zachowanie rynku w kontekście ukazujących się obecnie miesięcznych wyników firm giełdowych oraz danych statystycznych za styczeń. Wydaje się, że inwestorzy znacznie wcześniej zdyskontowali złe wyniki firm oraz pogarszające się wskaźniki makroekonomiczne. Cieszy również duża efektywność rynku w odniesieniu do spółek, których wyniki są uzależnione od kształtowania się kursów walutowych. Tym chyba należy tłumaczyć ostatnie wzrosty spółek szklarskich oraz KGHM, gdzie dodatkowo zwracają uwagę spore osiągnięcia oraz dalsze plany zarządu dotyczące ograniczenia kosztów produkcji. W najbliższym czasie koniunktura na warszawskim parkiecie powinna nadal pozostać uzależniona od nastrojów, a przede wszystkim cierpliwości oraz zasobności portfeli inwestorów krajowych. Niewątpliwie skala dotychczasowych wzrostów na niektórych spółkach może skłaniać do realizacji zysków. Niemniej jednak, jeśli dopływ pieniędzy inwestorów indywidualnych utrzymałby się na tym samym poziomie jak w styczniu, to nagłe załamanie nie powinno nam grozić, a rynek przypuszczalnie będzie poruszał się nadal w trendzie horyzontalnym.

.