Tydzień w gospodarce
Polityka znana pod nazwą "schładzania gospodarki" jest błędna teoretycznie i całkowicie oderwana od realiów oraz potrzeb polskiej gospodarki - stwierdzono w podpisanym przez 81 posłów wniosku o wotum nieufności wobec wicepremiera i ministra finansów Leszka Balcerowicza. Z dalszej jego części wynika, że gdyby nie ta polityka, to bylibyśmy wyspą szczęśliwości.Mniej może dziwić, że z tą inicjatywą wyszli posłowie z Klubu PSL, choć i oni powinni wynieść trochę doświadczenia z okresu, w którym byli uczestnikami koalicji rządzącej SLD i PSL i zdawać sobie sprawę z ograniczonych możliwości ożywiania gospodarki za pomocą instrumentów makroekonomicznych. Pod wotum nieufności podpisał się m.in. Waldemar Pawlak, tak jakby nie pamiętał, że będąc premierem chronił swojego ministra finansów Grzegorza Kołodkę, który musiał (i dobrze, że to robił) przeciwstawiać się presji roszczeniowej ze strony niektórych posłów PSL (np. w sporze o tańsze paliwa płynne dla rolnictwa). G. Kołodkę wspierali też co świetniejsi posłowie z SLD i mam nadzieję, że w głosowaniu nad obecnym wotum nieufności okażą oni również rozsądek.Posłowie SLD, którzy już podpisali się pod wotum nieufności (a jest ich 43), rekrutują się w większości z OPZZ i łączy ich z posłami PSL wspólne przekonanie, że jak wzmocni się presję roszczeniową na wzrost dochodów osób o niższych zarobkach, to manna spadnie z nieba.Nie spadnie. Mogą tego nie rozumieć niektórzy posłowie z SLD, ale powinien to rozumieć podpisany pod wotum specjalista od finansów publicznych prof. Józef Kaleta, poseł SLD. To prawda, że PKB w I kwartale 1999 r. może okazać się nawet niższy niż w I kwartale 1998 r. i w całym br. tylko o ok. 3 proc. wyższy niż w 1998 r., ale z tego wynika, że ustawa budżetowa zakładająca wzrost PKB o 5,1 proc. nie świadczy o chłodzeniu, ale o podgrzewaniu gospodarki.Po prostu, w warunkach niższego o ponad 2 pkt. proc. PKB mniejsze o kilka miliardów złotych będą dochody w finansach publicznych. O tym, że za duże są wydatki publiczne świadczy wykonanie deficytu państwa w styczniu na poziomie blisko 20 proc. założonego w ustawie na cały rok. W I kwartale przypuszczalnie będzie to już ok. połowa kwoty zapisanej na koniec roku. Nie proponując zmiany ustawy (notabene jeszcze nie podpisanej przez prezydenta) rząd ryzykuje, że jego polityka zostanie oceniona - w przeciwieństwie do wniosku o wotum nieufności - jako przesadnie rozrzutna.To, co obecnie powinno być oczekiwane w pierwszej kolejności, to konsekwentne ograniczenie ciągle jeszcze dużej nieszczelności finansów publicznych i wspieranie, a przynajmniej zmniejszenie odciążeń tej części gospodarki, która ma szansę być trwale konkurencyjna. Po ostatniej obniżce stopy procentowej przez NBP i obecnej dewaluacji złotego nie ma co liczyć w Polsce na ożywienie gospodarki za pomocą zwiększenia podaży pieniądza, niezależnie od tego, czy pieniądz ten będzie powstawał w systemie bankowym, czy w budżecie. Gdyby do tego doszło, to weszlibyśmy na ścieżkę prowadzącą do skokowej dewaluacji. Karol Lutkowski, były minister finansów byłego premiera Olszewskiego (też podpisał się pod wotum) przed trzema tygodniami na posiedzeniu Rady Strategii Społeczno-Gospodarczej przy Radzie Ministrów bardzo szeroko uzasadnił taką właśnie opinię w tej sprawie.Waldemar Kuczyński w "Mieszance Wybuchowej" ("Gazeta Wyborcza" z 18 lutego) namawiał do kompromisu: trochę wyższego udziału deficytu budżetowego w PKB, trochę zwolnionych reform. Nie trzeba podwyższać udziału deficytu budżetowego w PKB, ponieważ już go faktycznie podnosi (i to w znacznie większym stopniu w porównaniu z propozycją W. Kuczyńskiego) niezweryfikowanie w dół tempa wzrostu PKB.Rząd powinien natomiast rzeczywiście przedstawić zweryfikowany program reform, w którym tak rozkłada je w czasie, żeby uniknąć nadmiernego wzrostu deficytu w finansach publicznych. Praktycznie zresztą tak się już dzieje, kiedy odkładana jest decyzja o podziale kompetencji i wprowadzeniu zmienianych zasad ansowania w nowym układzie terytorialnym.Dziedziny oczekujące na tzw. reformy powinny mniej liczyć na to, że rząd będzie ulegał presji roszczeniowej. Nie tylko ze strony koalicji, ale w dużym stopniu ze strony części AWS. Nie można bagatelizować tego zagrożenia. Z sondaży wynika, że bardzo dużo osób akceptuje protesty roszczeniowe poszczególnych grup społecznych.
MAREK MISIAK