Faksem z Gdańska

Kiedy dziś, widząc dookoła oznaki słabnącej koniunktury, szuka się nadziei, wzrok kieruje się ku Ameryce. Pod tym względem XX wiek kończy się tak, jak się zaczął. Nie spełniły się przepowiednie lokujące nowe centrum światowej gospodarki w rejonie Dalekiego Wschodu. Gospodarka Japonii i azjatyckich "tygrysów" jest dziś źródłem kłopotów i niepewności, a nie siłą napędową globalnego systemu ekonomicznego. Tymczasem tempo wzrostu PKB w USA utrzymuje się od kilku lat na poziomie 4 procent. Takim wynikiem zakończył się też rok 1998, pomimo destabilizacji na międzynarodowym rynku finansowym i kryzysowej sytuacji na wielu tradycyjnych amerykańskich rynkach eksportowych. Ameryka dawno już odzyskała wiarę we własne siły i pełni rolę stabilizującą w świecie końca XX wieku.Siła gospodarki amerykańskiej i jej wyraźna przewaga nad azjatycką oraz europejską konkurencją dostarcza nowych argumentów zwolennikom wolnego rynku i swobody gospodarowania, gdziekolwiek oni są. Także w naszej części Europy. Pomimo że krajem rządzi prezydent z demokratycznego, a nie republikańskiego nadania, Stany Zjednoczone pozostają względną oazą wolności na tle innych krajów. Gospodarka w mniejszym stopniu jest spętana gorsetem biurokratycznych przepisów, mniej niż w Azji nasycona państwowym interwencjonalizmem i mniej niż w Europie obciążona państwem socjalnym. Widać coraz bardziej związek pomiędzy strukturalnymi cechami amerykańskiej gospodarki a jej dynamiką. To jest dobra, inspirująca wiadomość dla liberałów w świecie postkomunistycznym.Mniej krzepi świadomość, że my zmierzamy poprzez procesy dostosowawcze raczej do modelu zachodnioeuropejskiego, wyraźnie przegrywającego w tym globalnym wyścigu. Jako uczestnik sejmowej Komisji Integracji Europejskiej wiem na bieżąco, jakie rozwiązania prawno-instytucjonalne importujemy do wnętrza naszego kraju. I w którym kierunku to nas popycha. Unia Europejska ma dziś średnio o 1/3 wyższe koszty pracy w produkcji przemysłowej niż Stany Zjednoczone, a rządzący w Europie socjaldemokraci zadbają o to, by dalej zwiększyć podatki i obciążenia pracodawców.Czas pracy jest krótszy niż w Stanach Zjednoczonych, za to ich produktywność mniejsza. Państwo socjalne kwitnie, chociaż nawet socjaldemokraci zdają sobie sprawę, że na dłuższą metę jest to ślepy zaułek. Tylko nie wiedzą, jak się z tego wycofać. Stary Kontynent starzeje się demograficznie i demokratyczna większość myśli przede wszystkim o socjalnym bezpieczeństwie. Dlatego partie, które próbują ograniczyć socjał i rewitalizować gospodarkę, przegrywają wybory. Wycofanie się z gry o członkostwo w zbiurokratyzowanej Unii Europejskiej nie jest dla Polski historyczną alternatywą. Na taki kaprys może pozwolić sobie Szwajcaria czy Norwegia. My raczej musimy dążyć do środka, choćby po to, by uczestniczyć w tworzeniu wewnątrzunijnych reguł gry. Nadzieją jest to, że Unia Europejska staje się w pewnym stopniu daniem "ŕ la carte" i Polska nie musi konsumować wszystkich dań zawartych w Karcie Socjalnej.

JANUSZ LEWANDOWSKI