Modele kryzysów

Jednym ze wskaźników kryzysu finansowego jest gwałtowna utrata wartości waluty krajowej w stosunku do walut obcych, czyli dewaluacja. Modele kryzysów pierwszej i drugiej generacji różnią się przyczynami zaistnienia sytuacji kryzysowej upatrując ich w fundamentach makroekonomicznych lub/i czynnikach psychologicznych. Cechą wspólną modeli jest zawsze wynik - dewaluacja waluty krajowej. Jeśli dewaluacja świadczy o kryzysie lub jego groźbie, to dlaczego jest tak wielu popierających dewaluację jako uniwersalne panaceum na kłopoty gospodarcze i polityczne?Najczęściej podnoszonym argumentem za dewaluacją jest stymulowanie eksportu krajowego, zwłaszcza w sytuacji realnej aprecjacji waluty krajowej i pogarszającego się salda obrotów bieżących. Łagodnie ujmując, jest to argument z arsenału podbojów kolonialnych. Dewaluacja waluty krajowej stymuluje niewątpliwie eksport surowców i towarów o niskiej wartości dodanej, jeśli jest na nie popyt. Byłoby ponadto idealnie, gdyby rynek na dane towary nie był konkurencyjny, ponieważ dewaluując narażamy się na podobną odpowiedź konkurentów, a taka dewaluacyjna wymiana ciosów kończy się regionalnym lub światowym kryzysem. W przypadku gdy na wytworzenie towarów eksportowych składa się import, czy to surowców, czy dóbr kapitałowych (inwestycji), dewaluacja stanowi broń obosieczną, podnosząc koszty importu i w następnej fazie eksportu. Dlatego skorzystać z dewaluacji mogą eksporterzy, którzy sprzedają towary o wysokiej wartości dodanej tworzonej w danym kraju i gdy udział surowców i towarów importowanych jest niewielki. Najlepszym przykładem takiego kraju jest Japonia, tradycyjnie odnotowująca rekordowe nadwyżki w handlu zagranicznym w okresie deprecjacji jena (oraz wciąż zamkniętym na konkurencję rynku wewnętrznym).Dewaluacja stawia skrajnie niekorzystnej w sytuacji kraje i przedsiębiorstwa, które mają znaczący dług zagraniczny lub dług krajowy denominowany w walutach wymienialnych. O ile określenie wielkości zagranicznego zadłużenia danego kraju jest zadaniem prostym z uwagi na dostępność informacji, o tyle wyliczenie wartości zagranicznych zobowiązań przedsiębiorstw wynikających również z kontraktów walutowych typu forward lub operacji headgingowych może być bardzo utrudnione. Liberalizacja handlu wraz z rozwojem instrumentów finansowych ma właśnie służyć wzrostowi swobodnej wymiany międzynarodowej. Manipulowanie przy tych instrumentach bez znajomości całego mechanizmu może okazać się bardzo ryzykowne - tak samo ryzykowne, jak determinowanie przez administrację rządową priorytetów eksportowych. Posłużę się jeszcze raz przykładem Japonii, w której w latach 50. administracyjnie uznano, że produkcja i eksport samochodów nie może stanowić głównego kierunku rozwoju przemysłu (sic!).Trzecim elementem zwykle pomijanym przez gorących zwolenników dewaluacji jest realna wartość zarobków pracowników, które są najbardziej sztywne do dołu ze wszystkich cen na rynku. Ekonomiści od dawna są zgodni, że usunięcie tej sztywnej bariery dałoby większe możliwości elastycznego reagowania na różne szoki zewnętrzne i wewnętrzne z korzyścią dla mniejszego poziomu bezrobocia. Tymczasem politycy mają inne zdanie, preferując płace minimalne, gwarancje socjalne i osłony oraz indeksacje, które zamrażają koszty płacy w wyrażeniu realnym. W rezultacie dewaluacji rosną więc oczekiwania i żądania wzrostu płac, który rekompensowałby utraconą siłę nabywczą waluty krajowej. Końcowym elementem dewaluacji będzie zawsze wzrost inflacji. W efekcie, jeśli nowy kurs walutowy byłby stały to ulegałby aprecjacji w wyrażeniu realnym. Jeśli natomiast kurs walutowy byłby upłynniony, to wystąpiłyby ponownie żądania płacowe. I tak źle, i tak niedobrze, więc może należałoby zostawić kurs walutowy w spokoju i zająć się trudniejszymi sprawami.

RAFAŁ ANTCZAK

Fundacja CASE