Początek tygodnia na naszym, niezbyt nadążającym za światowymi giełdami, rynku zapowiadał się dość pesymistycznie. Wiele napływających informacji makro niosło ze sobą ponure przesłanie. Działo się to w okresie, gdy Dow Jones przekroczył 10 000 pkt. (choć na krótko), a we Frankfurcie wciąż dyskontowano oczekiwane złagodzenie reformy podatkowej. Szczęśliwie dla naszego rynku informacje wewnętrzne zostały zrównoważone dobrym nastrojem rynków zachodnich i utrzymaliśmy się nad linią średnioterminowego trendu wzrostowego. Końcówka tygodnia pokazała, że rynek powoli zaczyna zarażać się optymizmem, lecz trudno liczyć, nie zapominając o sytuacji makro, że optymizm ten przybierze formę istotnie odbiegającą od niewysokich podskoków nad poziom wsparcia. Motorem ich wydaje się głównie powrót mody na kupowanie potencjalnych ofiar przejęć - choć nie zawsze proponowana ostatecznie cena w pełni zaspokaja oczekiwania. Zachowanie rynku wskazuje na razie, że jesteśmy głównie w krajowym towarzystwie - a bez licznych i bogatych "gości" ukształtowanie się silnego trendu wzrostowego będzie trudne, tym bardziej że cały czas nad inwestycjami wisi ryzyko korekty na mocno rozgrzanych rynkach zachodnich. W tym przypadku waga nastrojów z pewnością nie pozostanie w równowadze i inwestorzy przypomną sobie o zagrożeniach. A największym z wewnętrznych zdaje się być przesunięcie w realizacji deficytu - wydźwięk zaawansowania deficytu niezależnie od usprawiedliwień jest negatywny, a zapoczątkowany wzrost rynkowych stóp nie będzie służył giełdzie. Bezrobocie, spadek produkcji i inflacji nie będą sprzyjać wpływom budżetu, więc tylko dochody z prywatyzacji mogą uzdrowić sytuację. Na szczęście, choć bliskie perspektywy napawają niepokojem, optymizm nie ginie - sondaże wskazują, że ponad połowa obywateli oczekuje w tym roku poprawy swojej sytuacji - jest więc nadzieja, że osłabienie kondycji gospodarki ma charakter krótkotrwały.

.