Napady na banki rzadsze niż w Europie

Koszt systemu zabezpieczenia jednej placówki bankowej przed włamaniem waha się od 40 do 300 tys. euro. - Górna wartość to tyle, ile ma wynosić za dwa lata próg kapitałowy dla banku spółdzielczego - poinformował w czwartek Ryszard Woźniak, sekretarz komitetu bezpieczeństwa Związku Banków Polskich. W ub.r. całkowite wydatki na systemy techniczne, straż bankową oraz transport pieniędzy wynosiły od 100 do 400 tys. euro na jeden oddział.Tymczasem w I kwartale br. liczba napadów na obiekty bankowe stanowiła 52% wszystkich dokonanych w 1998 r., a straty przekroczyły o 62% ubiegłoroczny poziom. Na tę drugą liczbę niewątpliwie największy wpływ miał 1 mln USD skradziony BRE Services. Znacznie mniej "efektywne" są włamania. Ich liczba rośnie też wolniej - w I kwartale było to 23% ubiegłorocznej. Z 44 takich aktów w 1998 r. skutecznych było 27. W ich wyniku banki straciły 337 tys. zł i urządzenia o wartości ok. 100 tys. zł. Włamywacze - nawet jeśli nie zdołali pokonać stosowanych zabezpieczeń - dokonywali zazwyczaj wielu zniszczeń w obiektach i systemach.Jak podkreśla R. Woźniak, skutecznych jest 90% napadów i 40% włamań. Świadczy to o jakości stosowanych systemów. Te najdroższe - i coraz częściej instalowane w placówkach bankowych - stawiają je na poziomie bezpieczeństwa równym najlepszym pod tym względem bankom niemieckim i wyższym niż amerykańskie.Jak podkreślają przedstawiciele ZBP, pomimo rosnącej liczby skierowanych przeciwko bankom przestępstw, nie plasujemy się w czołówce krajów europejskich. ZBP przeprowadził analizę porównawczą sytuacji do końca 1997 r. Z 16 napadami Polska znalazła się daleko w tyle. Nawet biorąc pod uwagę dane za 1998 r. (44), sytuacja nie pogarsza się znacząco. Mierzony stosunkiem liczby oddziałów do liczby napadów wskaźnik ryzyka wyniósłby w Polsce nie więcej niż 1:100. W Niemczech było to 1:48, w Danii 1:14, we Włoszech 1:14. Tylko w Islandii nie napada się na banki.

P.S.