Chłodnym okiem
Polskę zalewa fala niepokojów społecznych. Do ciągle niezadowolonych rolników dołączają górnicy i pielęgniarki, w tle czają się pracownicy przemysłu zbrojeniowego i kolejarze. Niektórzy komentatorzy nasilenie się akcji protestacyjnych tłumaczą zbliżającym się terminem kolejnej wizyty papieża w Polsce, przed którą władze miałyby być nastawione bardziej ugodowo. Osobiście, źródła obecnej sytuacji widzę w stanie koniunktury i spadku dochodów realnych różnych grup oraz w niedostatecznie głęboko przeprowadzanej restrukturyzacji gospodarki.Z punktu widzenia spadku dochodów najbardziej usprawiedliwione jest niezadowolenie rolników. Z danych GUS można wyczytać, że dochody realne gospodarstw domowych utrzymujących się z indywidualnych gospodarstw rolnych obniżały się w latach 1996 - 1997. W efekcie, w 1997 roku poziom tych dochodów był o 17 procent niższy niż w 1995 roku. W 1998 roku dochody realne rolników nadal spadały - wystarczy przypomnieć stabilizację poziomu cen żywności. 1999 rok będzie czwartym rokiem zmniejszania się dochodów tej grupy.Winowajcą jest państwo, które nie wypracowało polityki rozwoju wsi, uniezależniającej obszary wiejskie od rolnictwa. Rząd pod kierownictwem ludowca stracił historyczną szansę postawienia na nogi rolnictwa, gdyż okazał się nieudolny i zajmował się głównie troską o wyższe ceny skupu i walkami wewnątrzpartyjnymi. W warunkach gospodarki rynkowej racjonalizujące produkcję rolnictwo pokazało, że w Polsce mamy za dużo rolników i nie ma pomysłu na danie im innego zajęcia. Sam rynek sprawy rolnictwa nie rozwiąże.Lata 1995 - 1997 były okresem mało znaczących niepokojów społecznych, gdyż szybki wzrost gospodarczy powodował odczuwalny wzrost dochodów realnych. Do połowy 1998 roku właściwie wszystkie dziedziny działalności gospodarczej doświadczały wzrostu przychodów. Od lata 1998 roku rozpoczął się proces różnicowania sytuacji branż w polskiej gospodarce. Obok branż wykazujących tendencje wzrostowe pojawia się coraz więcej takich, które trwale będą musiały zmniejszać rozmiary produkcji. Nikt nie jest dostatecznie przygotowany na taki scenariusz: ani rząd, ani pracodawcy, ani związkowcy. Tworzący się w Polsce system rynkowy (krępowany dodatkowo zakazami unijnymi) pozostawia samym sobie "przegrane" branże (górnictwo, przemysł zbrojeniowy, hutnictwo, przemysł lekki itd.). W tym tkwi przyczyna wielu niepokojów.Poprzedni system pozostawił po sobie spauperyzowaną sferę budżetową, a nowy zrobił niewiele, by cokolwiek zmienić. Szkolnictwo i lecznictwo nie są prywatyzowane, sektor prywatny wdziera się tam bokiem i dłuższy czas będzie stanowił tylko margines. Obawa przed niezadowoleniem paraliżuje jakiekolwiek ruchy prywatyzacyjne, a do niedawna również działania reformatorskie. Brak prywatyzacji powoduje ogólną niewydolność tych dziedzin i, oczywiście, nie poprawia ich fatalnej sytuacji dochodowej. Stąd protesty sfery budżetowej stają się stałym elementem krajobrazu niezadowolenia społecznego. Co gorsza, zaniechanie prywatyzacji powoduje samouwłaszczanie pewnych segmentów sfery budżetowej, choćby szpitalnictwa. Brak jakiejkolwiek reakcji na rodzące się patologie doprowadzi do powstania węzłów gordyjskich, których rozwikłanie będzie niemożliwe.Ludzie z przegranych branż są manipulowani przez różne siły polityczne, a władza wykazuje oznaki słabości, tolerując naruszanie prawa. Stanowi to zaproszenie dla kolejnych grup niezadowolonych do wymyślania nowych i powielania starych form protestu.
Bohdan Wyżnikiewicz