Zaczyna stygnąć gorący do niedawna romans Wall Street z akcjami spółek internetowych. Inwestorzy przyjęli bowiem z mieszanymi uczuciami ostatnie pierwotne oferty publiczne nawet tak znanych firm, jak działający w trybie online oddział banku inwestycyjnego Donaldson, Lufkin and Jenrette. Analitycy nie są w stanie wskazać na jakąś jedną przyczynę tak diametralnej zmiany nastrojów. Odwołują się więc do obaw o prawidłowość wyceny tych papierów w stosunku do stóp procentowych i ogólnego stanu amerykańskiej gospodarki, zwłaszcza po zeszłotygodniowym posiedzeniu komitetu rynku otwartego Rezerwy Federalnej, którego członkowie byli zgodni co do konieczności zaostrzenia polityki monetarnej.Sektor internetowy, tak jak cały rynek, poprawił się od wtorkowego spadku, ale zyski z debiutów były dość skromne. Trzycyfrowe procentowe przebicia, które wiele spółek działających w trybie online uznało już za oczywiste, należą do przeszłości.W niektórych przypadkach czynnikiem rzutującym na kursy debiutu była wielkość emisji. DLJdirect, uznany lider internetowej branży maklerskiej, wyemitował 16 milionów akcji po 20 USD, a więc cała operacja była warta 320 mln USD, co stanowiło wielką, jednorazową kwotę dla internetowych papierów. Na giełdzie akcje te zadebiutowały po 26 13/16 USD, a więc z przebiciem 34%, co oznacza takie same zyski, jakie dały papiery barnesandnoble.com. przy jeszcze większej pierwotnej ofercie publicznej przeprowadzonej we wtorek. Mimo dość skromnych zysków, akcje DLJdirect były drugim papierem na New York Stock Exchange pod względem aktywności obrotu. Warto przy okazji przypomnieć, że większość spółek internetowych notuje akcje na innych giełdach.O wiele gorzej o nastrojach na amerykańskim rynku pierwotnych ofert publicznych spółek internetowych świadczą wyniki Juno Online, specjalizującej się w usługach internetowych. W pierwszych godzinach sesji, na której debiutowała, jej akcje były sprzedawane po kursie o 12,7% niższym od ceny z oferty.
J.B.