Mijający tydzień na Wall Street, a jednocześnie na większości giełd europejskich, zakończył się sporymi spadkami, co umacnia we mnie przekonanie, iż "Europa (konsekwentnie) podąża za Wall Street". Ogłoszony w czwartek raport o niższym, niż oczekiwano, wzroście amerykańskiego PKB w I kwartale, skutkujący zmniejszeniem presji inflacyjnej i oddalający (choć nieznacznie) widmo podwyżki stóp przez Fed, został wyraźnie zignorowany przez inwestorów. Na rynku prym wiodła podaż, i to szczególnie na spółkach komputerowych, których wyceny rynkowe kształtują się od pewnego czasu na abstrakcyjnych poziomach i dla których przeszacowanie zdaje się być nie tylko uzasadnione, lecz konieczne. Dokładając do tego oddalenie możliwości pokojowego rozwiązania konfliktu w Kosowie i groźbę dewaluacji argentyńskiego peso, z sytuacją korekty na większości giełd, a w najlepszym przypadku z trendem bocznym, będziemy mieli do czynienia jeszcze przez jakiś czas. Pytaniem pozostaje, jaki poziom korekty na DJIA wydaje się być akceptowalny przez rynek. Pojedyncze spadki tegoż indeksu o ponad 200 pkt. powinny mocno zastanawiać.Polskiemu rynkowi nie pomogły pod koniec tygodnia ani spółki "tematyczne", ani sektor bankowy, który ogarnięty jest burzliwą dyskusją nad szybką obniżką rezerw obowiązkowych. Ultimatum postawione przez RPP bankom, że albo akceptujecie nasze warunki obniżki (obniżka do 5%, zamiana na dziesięcioletnie obligacje NBP-u oprocentowane na poziomie inflacji), albo o obniżce porozmawiamy za rok, stawiają banki pod murem i akceptacja w takich okolicznościach tych warunków przez banki wydaje się być decyzją najrozsądniejszą. Na razie zgadzając się z chwilową korektę sprzedajmy (na) krótko posiadane akcje i odpocznijmy od giełdowych spekulacji, które przy braku faktów podgrzewają niezdrowo atmosferę na rynku.
.