Co mnie zastanawia

Warszawska giełda wciąż potrzebujesilnego bodźca do szybszego rozwoju:wzrostu liczby inwestorów, wzrostukapitalizacji, wzrostuobrotów,wzrostuznaczeniaw gospodarcei wreszciewzrostuznaczenia w Europie. Wiele było już recept, wiele szans,z którychwiększośćokazała sięniezbyt skuteczna. Być może wkrótce do rynku kapitałowego przyciągną inwestorówspadające stopy procentowe.

Wielkie nadzieje na rozwój rynku kapitałowego i giełdy wiązano dotąd w Polsce z kilkoma czynnikami. Należały do nich przede wszystkim prywatyzacje dużych, znanych i atrakcyjnych firm. Przy każdej takiej okazji pojawiały się rachuby na mobilizację nowych kapitałów i przypływ nowych inwestorów, w tym również indywidualnych. Jedynie kilka z nich przyniosło pożądane rezultaty, a i to częściowo wskutek dość sztucznych zabiegów. Najwięcej nowych rachunków inwestycyjnych pojawiło się w związku z prywatyzacją Banku Śląskiego. Były preferencje dla drobnych ciułaczy - pojawiło się mnóstwo nowych rachunków jednorazowego użytku. Rachunki zakładali bliżsi i dalsi krewni osób już działających na giełdzie, wynajmowani byli studenci i emeryci. Przy innych wielkich prywatyzacjach było już znacznie gorzej.Drugą wielką nadzieją na powszechną mobilizację obywateli inwestorów był program powszechnej prywatyzacji. Rzeczywiście, liczba osób, które odebrały świadectwa udziałowe, była imponująca. Znów nastąpiło pospolite ruszenie - odnowienie przygasłych nieco kontaktów rodzinnych, towarzyskich, akwizycja po wsiach i miasteczkach oraz powrót instytucji cinkciarza. Znów spore interesy najbardziej obrotnych inwestorów i ogromne zastępy jednorazowych kapitalistów.Teraz wreszcie stajemy przed kolejną szansą, jaką dla rozwoju rynku kapitałowego, ba - nawet całej gospodarki - stanowi reforma systemu emerytalnego. W tym przypadku również "społeczeństwo" wydaje się nie zawodzić, o czym świadczy spora liczba przystępujących do II filaru, czyli funduszy emerytalnych. Nieco gorzej jest po drugiej stronie - fundusze nie mogą doczekać się na składki przyszłych emerytów. Nie mogą ich inwestować, bo ZUS nie może uporać się z ich przekazaniem do funduszy. Sytuacja powstała w trójkącie: płatnicy składek - ZUS - fundusze już nie pachnie, lecz śmierdzi skandalem. Jest to sytuacja, miejmy nadzieję, przejściowa, jednak ważniejsze jest to, jak składki (kiedy wreszcie dotrą do zarządzających funduszami) będą lokowane. Czy inwestycje funduszy pobudzą rynek kapitałowy? Formalnie regulacje dopuszczają przeznaczenie do 40% składek na inwestycje w akcje, faktycznie zaś powodują, że towarzystwa przeznaczą na ten cel znacznie mniej środków. Większość zostanie zaangażowana w papiery dłużne skarbu państwa. Czy takie proporcje będą służyć rozwojowi rynku kapitałowego i gospodarki? Raczej nie. Większość środków trafi do budżetu państwa, który spożytkuje je między innymi na dotacje dla przedsiębiorstw ważnych, lecz nierentownych, a także na dotacje dla ZUS, który spóźniając się z przekazywaniem składek funduszom emerytalnym zapłaci im odsetki za zwłokę, te ostatnie zaś sfinansują same fundusze, kupując bony skarbowe i obligacje, trochę na tym zarabiając. Wydaje się więc, że wpływ funduszy emerytalnych na giełdę, rynek kapitałowy i gospodarkę będzie znacznie mniejszy, niż się tego spodziewano. Sądzę, że ostre kryteria nałożone na fundusze zniechęcą je również do inwestowania na rynku pierwotnym, w nowe emisje akcji polskich spółek.W związku z tym cała nadzieja koncentruje się na mechanizmach bardziej ogólnych, do których zaliczyłbym trwającą od dłuższego czasu spadkową tendencję stóp procentowych. Jeszcze dwa lata temu oprocentowanie rocznej lokaty bankowej wynosiło około 22%, obecnie zaś spadło średnio do niecałych 12%. Wydaje się, że tak drastyczna obniżka powinna skłonić sporą część posiadaczy oszczędności do poszukiwania dla nich bardziej korzystnej lokaty. O tym, że mechanizm tego typu ma szansę zadziałać, świadczy przykład Grecji. Choć państwo to gospodarczą potęgą raczej nie jest, to tamtejsi prywatni inwestorzy posiadają obecnie akcje o wartości prawie 30 mld dolarów i drugie tyle ulokowali w funduszach powierniczych. Obniżki stóp procentowych doprowadziły tam do sytuacji, w której wartość środków pozyskiwanych przez firmy prywatne z rynku kapitałowego jest niewiele niższa niż kwota bankowych kredytów na cele gospodarcze.Z pewnością osiągnięcie takiej pozycji rynku kapitałowego wymagało podjęcia wielu działań i prowadzenia sprzyjającej temu polityki. U nas woli takiej raczej nie widać. Może jednak warto wziąć przykład choćby z Grecji, aktywizując rodzimy kapitał, zamiast biadać nad jego niedostatkiem, a z drugiej strony starać się na wszelkie sposoby dopaść go podatkami.

ROMAN PRZASNYSKI