Podatkiem w restrukturyzację
Ministerstwo Finansów planuje wyłączyć z kosztów uzyskania przychodu rezerwycelowe, tworzone przez banki na kredyty w sytuacji wątpliwej.
Zgodnie z rozporządzeniem Komisji Nadzoru Bankowego od lipca banki będą musiały tworzyć rezerwy na kredyty konsumpcyjne w sytuacji normalnej oraz należące do nowej kategorii "pod obserwacją" (też nie zaliczane do kosztów). Wyższe podatki wpłyną na obniżenie wyniku finansowego. Związek Banków Polskich szacuje, że będzie to 250-300 mln zł. Jeżeli NBP nie zgodzi się na proponowane przez banki rozwiązania kwestii rezerw obowiązkowych (mniejsza obniżka stopy przy rynkowym oprocentowaniu obligacji, na które zamieniony będzie dług rządu w NBP, lub utrzymanie oprocentowania na poziomie inflacji do końca 2002 r., a później jego podwyższenie), obniży to konkurencyjność banków.Jak podkreśla dyrektor generalny ZBP Krzysztof Pietraszkiewicz, te rozwiązania poważnie utrudniłyby realizację rozpatrywanej przez rząd długofalowej strategii wzrostu gospodarczego do 2010 r. Zakłada ona zwiększenie poziomu oszczędności krajowych i inwestycji przy ograniczeniu konsumpcji i zmniejszeniu do bezpiecznego poziomu finansowania wzrostu z oszczędności zagranicznych. Te zadania spoczną przede wszystkim na systemie bankowym, gdyż rynek kapitałowy jest jeszcze za słabo rozwinięty. Wzrost obciążeń podatkowych, dotyczących de facto kredytów, ograniczy ich zwiększanie, a w konsekwencji udział banków w restrukturyzacji przedsiębiorstw.K. Pietraszkiewicz zwraca również uwagę na niekonsekwencje przygotowywanego programu finansowania budownictwa mieszkaniowego. Udziałem w nim zainteresowanych jest wiele banków. Jednak nie rozwiązuje on kilku istotnych problemów. Znaczna część ludności - na ogół ta najbardziej potrzebująca mieszkania - znajduje się w sytuacji materialnej, oznaczającej dla banków brak zdolności kredytowej. Mechanizm finansowania jest więc dla tych osób nieosiągalny. Z drugiej strony, pułap korzystania z dopłaty budżetowej został ustawiony na takim poziomie, że wyklucza skorzystanie z tej formy finansowania przez ludzi o dochodach średnich i wyższych. Ci zaś chętnie inwestowaliby w nieruchomości, również do wynajęcia.Takie działania są niezrozumiałe w sytuacji braku 1,5 mln mieszkań oraz perspektywy wyburzenia lub generalnego remontu następnych kilkuset tysięcy. W dodatku, nikt - jak się wydaje - nie pomyślał, że właśnie rozwój budownictwa mieszkaniowego i firm z jego otoczenia byłby znakomitym uzupełnieniem restrukturyzacji takich branż, jak górnictwo, hutnictwo czy rolnictwo. Rynek pracy w budownictwie wchłonąłby bowiem sporą część zwalnianych pracowników. Rozwój budownictwa wpłynąłby także na zwiększenie inwestycji oraz obniżenie konsumpcji.
PRZEMYSŁAW SZUBAŃSKI