Przez moje okulary
Mieszkamy dziś w globalnej wiosce, a wszyscy światowi wieśniacy (no, może z wyjątkiem Indian znad Amazonki czy Buszmenów z serca Afryki) żyją w dobie reklamy. Jest ona wszechobecna - i tak jak w PRL-owskim dowcipie obawiano się włączyć żelazko, bo przemówi z niego Władysław Gomułka, tak dziś urządzenia domowego użytku grożą nam poradami w sprawie najlepszej pasty do zębów i najsmaczniejszych chrupek...W poczytnych gazetach w całej Polsce możemy oglądać od jakiegoś czasu barwną, całokolumnową reklamę Petrochemii Płock SA. Tylko nazwa i logo firmy, adres internetowy oraz trzy "pistolety" paliwowych dystrybutorów, ginące w błękitnej, obłocznej mgiełce. Zwłaszcza ta rajska poświata ma mnie zapewne zachęcić, bym nagle zaczął ze wzgardą omijać stacje benzynowe Rafinerii Gdańskiej, British Petroleum czy Nestle, a zwłaszcza najliczniejsze u nas obiekty Centrali Produktów Naftowych - nb. połączonej już z płocką firmą w jednym naftowym koncernie - i na resztkach paliwa szukał, jak zbawienia, benzyny z Płocka właśnie.Przed laty najlepsza dla człowieka pracy ideologia dbała o to, by ten nie doznał powszechnego dziś zawrotu głowy i gonitwy myśli, charakterystycznych dla osiołka, któremu w dwa żłoby dano. Potem sytuacja mocno się skomplikowała i sam byłem świadkiem konfuzji podchmielonego obywatela, który wygłosiwszy do ekspedientki sakramentalne "Piwo proszę" - kompletnie zgłupiał, usłyszawszy w odpowiedzi: "Jakie?". Jednak nawet w tych prostszych dla owego piwosza czasach istniała u nas reklama. Jej żywot wiązał się zapewne z tęsknotą działaczy gospodarczych (to ówczesna nazwa menedżerów) za wielkim światem - wysupływali więc gotówkę uznając, iż reklama nobilituje ich rynkową pozycję. Że jednak nie było czego reklamować, teksty anonsów brzmiały: "Kupuj w sklepach "Społem" - w sytuacji, gdy większość rachitycznych miejskich sklepików spożywczych należała właśnie do tej instytucji. Było to więc w gruncie rzeczy wezwanie: "Towary kupuj w sklepach". Do tej samej kategorii zaliczam reklamę płockiej firmy petrochemicznej.Reklamują się nie tylko przedsiębiorstwa, ale na swój sposób także dbające o popularność partie i ich politycy. Dla tych ostatnich, poza plakatowo-telewizyjnymi kampaniami wyborczymi, reklamą jest właściwie każda decyzja i każda wypowiedź. Jedni, nie bacząc na faktyczne - ekonomiczne czy społeczne skutki - unikają więc jak ognia decyzji niepopularnych, choć uzasadnionych. Inni (zwłaszcza ci z dalszych szeregów) próbują sami się wypromować, udzielając zaskakujących wypowiedzi i lansując własne koncepcje. W tego rodzaju działaniach celują ostatnio różni polscy wiceministrowie. Wiceminister spraw wewnętrznych Krzysztof Bondarczyk zaskoczył swego szefa i specjalistów z policyjnej branży zaprezentowanymi oficjalnie za granicą koncepcjami gruntownych zmian organizacyjnych, dotyczących naszej współpracy z międzynarodowym Interpolem. Przebił go jednak prowadzący w Brukseli negocjacje rolne, związane z naszym przyszłym członkostwem we Wspólnocie Europejskiej (szło m.in. o limity produkcji cukru), wiceminister rolnictwa Leszek Kawski. Zagroził on, że jeśli Unia Europejska nie będzie w tych kwestiach dostatecznie ustępliwa - resort rolnictwa sprzeciwi się wejściu Polski do UE. To nie dowcip - to cytat z doniesień agencyjnych... Można oczekiwać, że lada chwila jakiś ambitny wiceminister od gospodarki oficjalnie uzna, w imieniu swego resortu, że niezwykle korzystne byłoby dla nas członkostwo w OPEC (nieco ropy naftowej wszak wydobywamy). A może wiceminister obrony zacznie publicznie snuć rozważania, czy nie lepiej i taniej wstąpić wraz z Jugosławią do Wspólnoty Niepodległych Państw (niepodległość mamy wszak wpisaną w narodowy etos), miast chronić się pod parasol Paktu Atlantyckiego w sytuacji, gdy Wolin, Hel i Mierzeję Wiślaną omywają nie wody Atlantyku, lecz Morza Bałtyckiego - łączącego nas z WNP właśnie.Tego rodzaju reklamowe akcje personalne są jednak, jak się okazuje, antyreklamą dla rządu i tworzącej gocji - co świadczy, moim zdaniem, o bardzo zdrowym podejściu obywateli do spraw reklamy. Sondaże opinii publicznej (najświeższy ze środy) wykazują pogarszające się notowania gabinetu premiera Jerzego Buzka (od grudnia ub.r. wzrost ocen negatywnych z 43 do 61%, spadek ocen pozytywnych z 44 do 26%), dezaprobata zaś wobec działań związku Solidarność, postrzeganego jako polityczne zaplecze głównego z rządzących koalicjantów, jest dziś najwyższa od dziesięciu lat.
Jerzy Korejwo