Środowa euforia na Wall Street z powodu odwołania inflacyjnego alarmu wywołanego miesiąc temu informacją o 0,7-proc. kwietniowym skoku cen detalicznych w USA nie udzieliła się przesadnie europejskim rynkom akcji, w tym i GPW. Nasuwa się paradoksalny wniosek, że zjawiskiem, które stało za obserwowaną w czerwcu względną siłą giełd w Europie, była realokacja kapitałów uciekających z Nowego Jorku na inne rynki w obawie przed zapowiadającymi się w USA podwyżkami stóp procentowych. Jak sugerują ostatnie dane, ożywienie gospodarcze w Japonii i Niemczech dopiero nieśmiało się zaczyna i oferowana przez nie obietnica poprawy wyników finansowych w ciągu bieżącego roku zwiększa względną atrakcyjność tych rynków kosztem zagrożonej "chłodzeniem koniunktury" gospodarki amerykańskiej. Majowa dodatnia dynamika roczna produkcji przemysłowej (+2,3 proc.) daje nadzieje, że i my najgorsze mamy już za sobą.Od strony technicznej niezwykłym zjawiskiem jest brak znaczących symptomów słabości naszego rynku, pomimo rekordowo długiego czasu trwania zwyżki cen. Trzy ostatnie globalne cykle wyznaczone przez minima WIG-u z 2.08.96 r. ("tightenig bias" Fed), 2.04.97 r. (podwyżka stóp Fed), 12.01.98 r. (kryzys azjatycki) i 9.10.98 r. (kryzys rosyjski i jego echa) trwały odpowiednio 243, 285 i 270 dni. Od czasu ustanowienia ubiegłorocznego dna bessy upłynęło zaś już 251 dni, co pozostawia na oczekiwany korekcyjny spadek cen stosunkowo mało czasu. Być może czwartkowe wystąpienie szefa Fed dostarczyło brakujących przesłanek do uruchomienia wstrzymywanego dotychczas procesu realizacji pokaźnych zysków. Rynki pogodziły się już z podwyżką stóp o 0,25 proc. i dopiero zapowiedź bardziej zdecydowanej interwencji Fed (np. analogicznej do akcji z 1994 roku, kiedy stopy wzrosły przez 12 miesięcy z 3 do 6 proc.) stałaby się przyczyną ochłodzenia globalnej koniunktury.

.