Na poważną chorobę jeszcze za wcześnie, nie ma jednak wątpliwości, że wspólna waluta zachodnioeuropejskiej "jedenastki" słabuje. Jej kondycją - jedni szczerze, inni mniej - martwią się liczni finansowi medycy. Są formułowane diagnozy sytuacji, trwa polowanie na winowajców.Odpowiedzialnym za notowania euro czyni się Europejski Bank Centralny, którego polityka rozczarowuje wielu analityków. Jego prezes, Holender Wim Duisenberg, dobrze wytrenowany w niemieckiej szkole monetarnej, wcześniej był postrzegany jako gwarant polityki ŕ la Bundesbank. Dla Niemców było to ważne, gdyż tłumaczono im, że na wspólnej walucie będą mogli polegać przynajmniej tak, jak na marce."Business Week" pyta wręcz, kto zarządza Europejskim Bankiem Centralnym? Duisenberga wręcz nie poznaje. Przed paroma laty, jako szef banku centralnego Holandii, prowadził twardą politykę pieniężną, bezlitośnie tępił inflację i zmusił rząd do restrukturyzacji gospodarki, a teraz nie panuje nad sytuacją.Nie znaczy to, że Duisenberg się zmienił. Jego słabość wynika z pozycji instytucji, którą stara się kierować. Nie ma tak komfortowej sytuacji, jak Alan Greenspan, zawiadujący bankiem odpowiedzialnym za jeden kraj, lecz musi godzić interesy jedenastu państw.Decyzje EBC są wypadkową preferencji szesnastu osób, wśród których większość stanowią prezesi narodowych banków centralnych. Ich publiczne wypowiedzi nierzadko dezorientują inwestorów, co wpływa na notowania euro. Swoją cząstkę dokładają też ministrowie finansów krajów strefy euro, na których Duisenberg nie ma żadnego wpływu.Rada dla Holendra płynąca z drugiego brzegu Atlantyku brzmi: opanować sztukę emitowania jednoznacznych dla rynków sygnałów, będąc jednocześnie na tyle enigmatycznym, by wszystkie opcje były otwarte. Łatwo powiedzieć.Niewątpliwie na pozycję rynkową euro bardzo duży wpływ ma kondycja gospodarki amerykańskiej, którą - na razie słowami - próbuje studzić Alan Greenspan.EBC w swoim ostatnim raporcie podkreśla, że w perspektywie krótkoterminowej głównym czynnikiem kształtującym kurs wspólnej waluty będzie zróżnicowana sytuacja gospodarcza USA i Unii Europejskiej. W miarę upływu czasu jego znaczenie ma się zmniejszać, co w połączeniu ze stabilnymi cenami oznacza, że są szanse na wzmocnienie euro. Wprawdzie wzrosty cen ropy naftowej mogą spowodować zwyżkę HICP (zharmonizowany indeks cen konsumpcyjnych) w krótkim okresie, ale według EBC, średniookresowa perspektywa jest zgodna z głównymi założeniami tej instytucji. Z sytuacji wynika, że w najbliższych latach inflacja powinna utrzymać się poniżej 2% rocznie.W kwietniu EBC postanowił obniżyć główną stopę procentową, co dało pewne pozytywne efekty. W ostatnim okresie wzrosła dynamika kredytów dla sektora prywatnego, wpływająca na poziom konsumpcji i inwestycji. Z niskiego kursu euro korzystają eksporterzy, ale sprzedaż poza strefę wspólnej waluty to zaledwie 12% PKB.Poziom notowań wspólnej waluty nie stanowi problemu, dopóki nie sprzyja importowi inflacji - twierdzi Hans Eichel, niemiecki minister finansów. Wrażenie bardziej zaniepokojonych sprawiają Hans Tietmeyer, ustępujący szef Bundesbanku i jego następca Ernst Welteke. Jednak klimat gospodarczy w Niemczech poprawia się. Uznawany za miarodajny wskaźnik indeks IFO, po kwietniowym spadku wzrósł w maju do 90,4. Przynajmniej częściowo zapracowało na to słabe euro.
ANDRZEJ TUSZYŃSKI