Faksem z Gdańska
Już to widzieliśmy i mocno piętnowaliśmy w 1998 roku, a sytuacja powtarza się, niestety, w roku bieżącym. Idą do przodu prywatyzacje zapewniające wysokie wpływy do budżetu, a zostają w tyle firmy i sektory kłopotliwe. Tak było pod rządami SLD/PSL oraz w pierwszym roku rządu J. Buzka. Miało być inaczej w roku 1999. Ale historia się powtarza. Ministerstwo Skarbu Państwa wzięło się energicznie do sprzedaży banków. Jakby chciało stworzyć fakty dokonane, zanim wybuchnie awantura. Polityczna awantura wokół prywatyzacji sektora finansowego i tak będzie, ale budżet zarobił w tym czasie półtora miliarda dolarów na Banku Pekao SA i Banku Zachodnim. To zaś wydaje się najważniejsze i godne politycznego ryzyka. Innych wymiarów nie dostrzegam w obecnej polityce gospodarczej. Jest ona spłaszczona do wymiaru fiskalnego.Pisałem już, że nie można lekceważyć kwestii narodowości kapitału w sektorze finansowym. Kwestia ta nie staje tak dramatycznie w dzisiejszej Polsce - aspirującej do Unii Europejskiej, jak w Polsce przedwojennej - otoczonej przez wrogie mocarstwa, ale nie może być całkowicie usunięta z pola widzenia. Choćby dlatego, że istnieją w tym punkcie społeczne uczulenia, podobnie jak przy sprzedaży ziemi cudzoziemcom. Uczulenia są przy tym niewspółmiernie wielkie w stosunku do rzeczywistych zagrożeń. Prywatyzacja banków z dominującymudziałem kapitału zagranicznego nie jest tożsama z utratą suwerenności. Ale ma jakiś związek ze skutecznością polityki makroekonomicznej, wspomaganiem korzystnych dla nas kierunków eksportu, awansem polskiej kadry w bankowości - słowem jest to jakiś problem i nie można udawać, że go nie ma, brnąc bezalternatywnie w dotychczasowym kierunku. Mało kto ma ochotę, by bronić tu linii rządu.Dla mnie swoistą i naganną recydywą jest pośpiech z bankami, ewentualnie z Telekomunikacją Polską SA, przy jednoczesnym narastaniu opóźnień w prywatyzacji innych sektorów. Założono nierealne kalendarium wprowadzenia na giełdę Polskiego Koncernu Naftowego, co pociąga za sobą odłożenie na półkę prywatyzacji Rafinerii Gdańskiej. To jest sektor o wielkim potencjale, który od lat pada ofiarą chwiejnych koncepcji, a za rok traci wszelką ochronę w stosunku do konkurencji zagranicznej. Bogaty jest katalog sektorów, które są pilnym i niewdzięcznym zadaniem, spychanym w roku 1999 na drugi plan, tak jak to było w latach ubiegłych. Przypomnę - czekają armatorzy i rybołówstwo, LOT i chemia ciężka, zła jest sytuacja Polmosów, a katastrofalna cukrowni i zbrojeniówki. Nie widzę, by pani minister Litak-Zarębska, której przypadła najtrudniejsza działka, otrzymywała należyte wsparcie ze strony całego kierownictwa Ministerstwa Skarbu Państwa, które rozliczane jest najwyraźniej z dostarczanych wpływów, a rozgrzeszane z opóźnień w tych branżach, jakie nie obiecują zasilenia budżetowego. Jest to fałszywe kryterium. W prywatyzacji zaniechanie było, jest i będzie grzechem!
JANUSZ LEWANDOWSKI