Jak budować autostrady?
- Obowiązująca ustawa o płatnych autostradach jest martwym aktem - uważa Bernard Pisarski, dyrektor handlowy Gdańsk Transport Company, spółki, która uzyskała koncesję na budowę odcinka autostrady A-1, między Gdańskiem a Toruniem. Dotychczas nie zbudowano ani jednego kilometra autostrady w systemie Zbuduj-Operuj-Przekaż (BOT), co świadczy o fiasku całej koncepcji.Zapisy w umowie koncesyjnej, że państwo będzie wyrównywało koncesjonariuszowi nieprzewidziane koszty, są - według B. Pisarskiego - świstkiem papieru. - Założono, że 100% tego ryzyka poniesie kapitał prywatny. Nie mamy tymczasem wpływu na urzędników, którzy opóźniają wydawanie decyzji, na archeologów czy lokalne władze - twierdzi B. Pisarski. Jedynym rozwiązaniem problemu budowy polskich autostrad jest rezygnacja z koncepcji BOT na rzecz Partnerstwa Publiczno-Prywatnego (PPP), które zakłada większe zaangażowane państwa. - Uważam, że uczciwy byłby wariant 50-50, czyli połowę kosztów ponosiłoby państwo, a połowę koncesjonariusz. Szczegóły można negocjować - powiedział wczoraj B. Pisarski.Na pytanie PARKIETU, czy większe zaangażowanie państwa będzie także oznaczać rezygnację koncesjonariusza z części wpływów z autostrady, dyrektor Pisarski odpowiedział, że sprawę tę można również wynegocjować. - Obie strony ustaliłyby satysfakcjonującą stopę zwrotu. Każdą złotówkę zarobioną powyżej wynegocjowanej stopy zwrotu przekazywalibyśmy do budżetu państwa - stwierdził.Budowa autostrad nie opłaca się prywatnym inwestorom, gdyż nie zapewnia wystarczającej stopy zwrotu z zainwestowanego kapitału, opłaca się za to państwu. Według obliczeń Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR), tzw. ekonomiczna stopa zwrotu z kapitału wynosi w przypadku autostrady aż 14,5% rocznie, a wydolny system transportowy może zwiększyć PKB o 1,5% rocznie. Na ekonomiczną stopę zwrotu składają się oszczędności paliwa, oszczędności czasu oraz mniejsza liczba wypadków. Z powodu zapóźnień cywilizacyjnych drogownictwa, aby przewieźć taką samą ilość towaru, trzeba obecnie w Polsce przeznaczać na to o 55% więcej środków i taboru niż w Niemczech. Na polskich drogach ginie co roku około 7 tys. ludzi. Według Niemców, śmierć człowieka w wyniku wypadku drogowego to strata 1 mln USD dla gospodarki kraju. Zabity nie wytworzy bowiem dochodu narodowego. Zdaniempolskiej policji, koszt ofiary śmiertelnej w Polsce w cenach z 1997 r. wynosi 281 tys. zł, a jednego rannego - 109 tys. zł.
GRZEGORZ BRYCKI