W pobliżu gospodarki
Prominentni politycy AWS (m.in. szef ZChN Marian Piłka) proponowali w czwartek odwołanie ze stanowisk dwojga wysokich urzędników rekomendowanych przez Unię Wolności - prezesa Agencji Rynku Rolnego Jana Lisowskiego lub wiceminister skarbu Alicji Kornasiewicz. Czy było to spowodowane dyskusją o działalności Agencji, czy krytycznie oceniono blisko dwa lata pracy pani
wiceministeri jej prywatyzacyjne dokonania?
Nic z tych rzeczy. Propozycje zdjęcia ze stanowisk padły po wybraniu Juliusza Brauna na szefa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji głosami m.in. ludzi z PSL i SLD. W zamyśle projektodawców, dymisje te miałyby być dla Unii karą - ostrzeżeniem. Karą za sojusz z opozycją, ostrzeżeniem, przed następnymi takimi poczynaniami. Równocześnie politycy AWS przyznają, że z możliwych kandydatów na szefa KRRiT Juliusz Braun jest najlepszy i nigdy nie kwestionowali jego kwalifikacji.Nie słyszałem też, by zgłaszali zastrzeżenia do działalności prezesa ARR. Co się zaś tyczy pracy Alicji Kornasiewicz, to nawet przeciwnicy prywatyzacji (a być może zwłaszcza oni) muszą przyznać, iż jej zasługi na niwie szukania prawdziwych właścicieli dla państwowych firm są olbrzymie.Tyle tylko, że kwalifikacje pani Kornasiewicz oraz panów Brauna i Lisowskiego nie mają tu nic do rzeczy. Nie na tym poziomie sprawa jest rozważana. Mówimy przecież o polityce, a nie tym, jak wypełniają swoje obowiązki wysocy urzędnicy państwowi.Nie jest też najważniejsze, czy AWS gotów byłby to zrobić, czy też chodziło jedynie o postraszenie, ani o to, czy premier przychyliłby się do takiego wniosku. Nie jest też najistotniejsze, jak na taki policzek zareagowałaby Unia Wolności. Mnie interesuje jedynie określony sposób myślenia czy też styl uprawiania polityki. Zwłaszcza wtedy, gdy problem zahacza o gospodarkę i o ludzi mających na nią istotny wpływ. Gdy reaguje się na zasadzie: na złość mamie odmrożę sobie uszy.Przeglądu stylów i obyczajów politycznych ciąg dalszy - podczas dyskusji i przepychanek podatkowych Leszek Balcerowicz kilkakrotnie groził wyjściem Unii z koalicji, jeśli posłowie AWS nie poprą w Sejmie rozwiązań i stawek podatkowych zatwierdzonych podczas spotkania na szczycie. W odpowiedzi usłyszał, że jak tak, to niech nie straszy, ale zerwie koalicję, gdyż AWS nie pozwoli się szantażować. I niech policzy, ilu polityków Unii straciłoby stanowiska po wyjściu tej partii z układu rządzącego.Zadziwiają w tej wymianie poglądów trzy rzeczy. Po pierwsze - groźby (czy jak kto woli - ostrzeżenia) kalibru takiego, jak możliwość rozbicia rządzącej koalicji, powinny się pojawiać w gabinetowych rozmowach, a nie w wypowiedziach dla mediów. Po kłopotach związanych ze zbyt wczesnym upublicznieniem tzw. białej księgi podatkowej można już by się było nauczyć, że w polityce rozgłos często szkodzi. I że nie opłaca się publicznie szantażować koalicjanta, gdyż musi on wtedy zareagować lub dać się upokorzyć. No i właśnie politycy AWS zareagowali czy może raczej - odreagowali.Po drugie - w osłupienie musi wprowadzić konstatacja, że ustalenia szefów partii to jedno, a głosowania posłów tych partii w parlamencie - to drugie i że posłowie nie muszą brać pod uwagę ustaleń swych liderów. Jeśli tak, to co muszą?Wreszcie po trzecie - sprowadzanie udziału w rządzeniu do zajmowania wysokich stanowisk wydaje mi się uproszczeniem zbyt daleko idącym. Chyba że było to zwykłe przejęzyczenie.I jeszcze jedno - wydawało mi się zawsze, że polityka uprawiana skutecznie (i niekoniecznie rozumiana jako czysta sztuka zdobywania władzy lub utrzymywania jej) jest sztuką kompromisu. W naginaniu reguł ekonomicznych dla potrzeb polityki jest, oczywiście, granica ustępstw, ale dopóki się do niej nie dotrze, robić rzeczy takich, jak opisane powyżej, nie należy. Właśnie w imię skutecznego sprawowania władzy.
Jan Bazyl Lipszyc