Polski rynek zdaje się ignorować negatywne informacje dochodzące z tzw. otoczenia makroekonomicznego. Warto jednak zastanowić się, jakie czynniki mogą wpłynąć na wzrost aktywności czy to strony podażowej, czy popytowej.Przyjmując wariant skrajnie pesymistyczny można wyobrazić sobie sytuację, w której polski rząd traci płynność finansową. Nerwowe poszukiwanie środków na rynku spowoduje natychmiast podniesienie stóp procentowych (obecnie mamy tego przykład w miniskali). Tymczasem ewentualna konieczność przeprowadzenia nowelizacji budżetu mogłaby się skończyć nie tylko rozpadem koalicji ale i ogłoszeniem nowych wyborów. Jednocześnie podwyżka stóp procentowych przyciągnęłaby do naszego kraju falę spekulacyjnego kapitału zagranicznego, powodując umocnienie złotego. Wyższe stopy procentowe oraz droższy złoty nie pozostałyby bez wpływu na polski eksport, przez co deficyt obrotów bieżących przekraczałby kolejne magiczne poziomy (7%, 8%?). Stąd już niedaleko do kryzysu.Powyższy scenariusz wydaje się mało realny, choć wskazuje na główne zagrożenia. Ratowanie budżetu przez przyspieszoną prywatyzację grozi rzeczywiście napływem pokaźnych kapitałów z zagranicy w krótkim okresie. Z drugiej strony, jeśli inwestorzy zagraniczni skorzystają z kredytów w bankach krajowych (aby nie podbijać kursu złotego), może nastąpić tzw. efekt wypierania (wydatków prywatnych przez rządowe), który w długim okresie jest niekorzystny dla gospodarki.Jak widać, bodźców do zaktywizowania się strony podażowej nie brakuje. Pozostaje mieć nadzieje, że oczekiwany przyrost PKB w końcu nastąpi, dzięki czemu poprawi się stan finansów państwa. Restrykcyjna polityka fiskalna pozwoliłaby utrzymać stopy procentowe na nie zmienionym poziomie i przez niski kurs złotego przyczynić się do poprawy warunków eksportowania.
.