Z Janem Myszkiem, prezesem Ster-Projektu, rozmawia Krzysztof Jedlak

Ster-Projekt pod względem udziału w obrotach na CeTO znalazł się w zeszłym roku na drugiej pozycji, za Szeptelem. Teraz, podobnie jak Szeptel, chcecie przenieść się z rynku pozagiełdowego na GPW. Lepiej być gwiazdą na CeTO, czy jedną z wielu średniej wielkości firm giełdowych?Jak wynika ze struktury kapitału w spółce, w wolnym obrocie na CeTO znajduje się około 2% naszych akcji. W związku z tym obroty są małe. Jeżeli ktoś, np. jeden ze wspólników, chce sprzedać 1000 akcji, oferując je po aktualnej cenie rynkowej, to ma trudności. Dlaczego giełda? Sprzedaż Ster--Projektu będzie do 2003 roku rosła - jak zakładamy - o około 40% rocznie, przy rentowności na poziomie 8-11%. Wymaga to inwestycji zarówno w rozwój technologii, jak i w integrację systemów teleinformatycznych. Ponadto jesteśmy zainteresowani przejmowaniem zewnętrznych firm, które podniosą wartość spółki. Chcemy nadal być uważani za dobrą inżynierską firmę. Biorąc pod uwagę prognozowane zapotrzebowanie na kapitał uznaliśmy, że najlepszym rozwiązaniem byłoby wejście na giełdę. Zamierzamy się rozwijać, a więc potrzebujemy pieniędzy. Ponadto chcemy uzyskać większą płynność akcji.Trzeba jednak podkreślić, że CeTO jest doskonałą szkołą, która bardzo nam przydaje się przy wchodzeniu na giełdę.Cena emisyjna nowych akcji, które zamierzacie sprzedać w ofercie publicznej, ma być ustalona m.in. na podstawie kursu rynkowego Ster-Projektu. Czy to oznacza, że szacujecie wpływy z emisji na 30 mln zł?Liczymy, że uda nam się uzyskać co najmniej 18 zł za akcję. Oferta obejmuje maksymalnie 1,5 mln walorów. Po rozmowach z narodowymi funduszami inwestycyjnymi, jako największymi akcjonariuszami, doszliśmy do wniosku, że trzeba wykorzystać fakt, iż mamy dobre notowania i ściągnąć z rynku kapitał na rozwój przedsiębiorstwa.Planujecie także emisję ponad 800 tys. akcji serii E, które na preferencyjnych zasadach zostaną zaoferowane menedżmentowi. Inwestorzy są raczej niechętni tego rodzaju działaniom...Ster-Projekt istnieje od 1986 roku. Musieliśmy wreszcie odpowiedzieć sobie na pytanie, jak zdobyć bardzo dobrą kadrę. Można było pójść dwiema drogami: albo wyłożyć gotówkę, albo złożyć pewne obietnice. Uznaliśmy, że sposobem na zdobycie dobrej kadry jest emisja akcji. Dzisiaj już wiemy, ile walorów serii E otrzyma każda z uprawnionych osób. Ostatecznie akcji będzie w sumie około 800 tys., a więc mniej niż wskazywałby górny pułap emisji. Zostaną one przyznane przede wszystkim menedżerom. Część akcji trafi do właścicieli spółek zależnych, które mają być przekształcone w nasze oddziały. Dzięki temu nie będziemy musieli wydawać na ten cel gotówki. Niewielka liczba walorów zostanie udostępniona pracownikom Ster-Projektu, którzy pracują w firmie ponad 10 lat. Warto pamiętać, że są to akcje imienne, a więc wiążemy tych wszystkich ludzi z firmą co najmniej na dwa lata.Zamierzacie podzielić na transze emisję skierowaną do wszystkich inwestorów?Tak. Będzie podział na transzę dla dużych inwestorów i transzę dla drobnych inwestorów, ale za wcześnie mówić o szczegółach.Czy w transzy dużych inwestorów zapis złoży któryś z kandydatów na inwestora strategicznego dla spółki?Chciałbym, aby te sprawy były powiązane, ale nie za wszelką cenę. Potencjalny partner może się więc nie znaleźć na liście tych, którzy złożą zapisy w transzy dla dużych inwestorów. Być może byłaby do niego skierowana dopiero następna emisja, do której doszłoby w przyszłym roku. Mogłoby dojść do niej na giełdzie warszawskiej, ale także na innej giełdzie europejskiej.Nie obawia się Pan, że najwięksi akcjonariusze - mam na myśli dwa narodowe fundusze inwestycyjne - sprzedadzą akcje komuś, kto zaoferuje atrakcyjną dla nich cenę, choćby w ocenie zarządu nie był to najlepszy kandydat na inwestora?Oczywiście, jest to moje zmartwienie. Nie chcę do tego dopuścić. Obiecałem jednak funduszom, że znajdę takiego nabywcę, który będzie dla spółki najlepszy. Chciałbym, by te 20% akcji, które należą do NFI, znalazły się w rękach inwestora strategicznego wybranego przez spółkę. Wygrałyby na tym wszystkie strony. Traktuję to jako osobiste zadanie. Sądzę, że fundusze rozumieją to podejście do sprawy. W tej sytuacji wejście inwestora do Ster-Projektu wiązałoby się nie tylko z zakupem w przyszłości akcji nowej emisji, a być może również części obecnie planowanej emisji, ale także z odkupieniem papierów od NFI.Kto jest najpoważniejszym kandydatem na inwestora strategicznego?Tego, niestety, jeszcze nie mogę powiedzieć. Rozmawiamy z trzema firmami zagranicznymi. To wynika zresztą z podstawowego celu poszukiwania partnera do współpracy. Chodzi o zapewnienie spółce rozwoju technologicznego. Żaden z polskich partnerów tego nie gwarantuje. Chcielibyśmy mieć inwestora, który z pierwszej ręki udostępni nam najnowocześniejsze technologie. Chcemy specjalizować się w teleinformatyce, outsourcingu, działalności na rzecz sektora mundurowego. Wiadomo, że wojsko potrzebuje najnowszych technologii. Inwestorzy zagraniczni sami chętnie weszliby na ten rynek, ale wiedzą dobrze, że nie są w stanie zbyt wiele zdziałać, jeśli nie będą mieć lokalnego partnera.Jakie firmy zagraniczne ma Pan na myśli?Tego również jeszcze nie mogę powiedzieć. Jedna z nich jest firmą typowo europejską, dwie pozostałe mają charakter międzynarodowy. Wszystkie są zainteresowane inwestycjami kapitałowymi w Europie Środkowowschodniej. Chcą nas potraktować jako swój przyczółek na tych rynkach. Z jedną z nich od roku współpracujemy na bieżąco.Rozmowy są zaawansowane, zwłaszcza w przypadku wspomnianej firmy europejskiej. Decyzja o wejściu inwestora może zapaść jeszcze przed pierwszym notowaniem Ster-Projektu na giełdzie, być może jeszcze w tym roku. Zależy to m.in. od tego, czy partner zgodzi się na pewne proponowane przez nas rozwiązania techniczne, wynikające z polskiego prawa giełdowego. Jeśli tak, jego pojawienie się w spółce w tym roku jest bardzo prawdopodobne. Jeden z kandydatów proponuje wycofanie Ster-Projektu z CeTO i wejście na jedną z giełd europejskich. Spółka mogłaby jednak na tym nie tylko zyskać, ale i stracić. Uważam ponadto, że za daleko zaszedł proces wprowadzania Ster-Projektu na GPW.Próbowaliście rozmawiać z polskimi spółkami informatycznymi?Tak, próbowałem rozmawiać z dwoma firmami polskimi. Rozmowy miały nieoficjalny charakter. Jedna z nich nie rozumie chyba naszej działalności w sferze telekomunikacji i teleinformatyki, a także - co się z tym wiąże - działalności w sektorze mundurowym. Druga firma ostrzyła sobie zęby na nasz pion zajmujący się telekomunikacją i wojskiem. Reszta nie wzbudzała jej szczególnego zainteresowania, ponieważ jest to działalność, którą ten inwestor już się zajmuje. Nic konkretnego z tych rozmów nie wynikło, niczego sobie nawzajem nie obiecywaliśmy. Wydaje się - jest to moje osobiste odczucie - że jesteśmy za wielcy dla krajowych inwestorów. Oni są zainteresowani najwyżej częścią Ster-Projektu.Nie obawiacie się jednak, że któryś z polskich inwestorów zechce was przejąć po wejściu Ster-Projektu na GPW?Nie da rady tego zrobić. Nie pozwala na to struktura kapitału w spółce. Większość akcji należy do osób fizycznych, ściśle związanych ze spółką. W grę wchodzi tylko sprzedaż walorów przez NFI, ale - jak już mówiłem - jest moim zadaniem, za tym, aby do tego nie doszło.Czy mieliście kłopoty z powodu przejmowania specjalistów z innych firm? Podobno musieliście w tej sprawie podpisać nawet ugodę z Softbankiem.To nieprawda. Przylepiano nam różne łatki, wiedziano bowiem, że Piotr Smólski, który jest współwłaścicielem Ster-Projektu, pracował w Softbanku. Teraz, kiedy przeszedł do Ster-Projektu, kontakty z Softbankiem są łatwiejsze, mogę wiele spraw stawiać ostrzej niż dotychczas. Zdobywanie specjalistów przez nas nie odbywało się na zasadzie podkupowania. Oczywiście, kiedy okazało się, że grupa ludzi chce odejść z Softbanku, chciałem ich przejąć wiedząc, że są dobrymi specjalistami. Zapewne decyzja Piotra Smólskiego miała dla nich znaczenie, ponieważ z nim współpracowali. Myślę, że największe znaczenie miało jednak zaproponowanie im udziału w emisji akcji na preferencyjnych zasadach.Mieliście kłopoty z prognozowaniem wyników finansowych. Najpierw zakładaliście, że zakończycie zeszły rok zyskiem netto w wysokości ponad 12 mln zł, później skorygowaliście wynik do ponad 3,5 mln zł. Ostatecznie było to prawie 7 mln zł...Pierwsza prognoza była sporządzana jeszcze w 1997 roku, na podstawie danych historycznych. Poprzedni rok był zaś bardzo, rzekłbym - chimeryczny, jeśli chodzi o koniunkturę i pozyskiwanie kontraktów. Wiele instytucji państwowych dopiero w październiku zaczęło intensywną realizację zaplanowanego budżetu. W listopadzie i grudniu miał miejsce boom na kontrakty. Jednym z warunków ich podpisania była dostawa towaru jeszcze w 1998 roku. Na szczęście przewidziałem, że tak będzie. Mieliśmy więc odpowiedni towar w składach celnych. To nam pomogło wygrać i zrealizować liczne zamówienia.Co z prognozą na ten rok?Opublikowane wyniki finansowe za I półrocze br. wskazują, że spółka jest w dobrej kondycji finansowej. Zanotowaliśmy zdecydowany wzrost sprzedaży i zysku w stosunku do analogicznego okresu w 1998 r. Biorąc pod uwagę pewną sezonowość na realizowane przez Ster-Projekt usługi i z reguły najlepsze wyniki finansowe spółki w IV kwartale - mogę śmiało stwierdzić, że wyniki za II półrocze będą co najmniej tak dobre, jak te za pierwszych sześć miesięcy.Ster-Projekt wykonał ostatnio sporo ruchów w grupie kapitałowej. Sprzedajecie spółki, kupujecie inne. Jaki jest cel tych działań?Jest to zgodne z naszą strategią rozwoju do roku 2001. Firmy, których struktura i technologie odpowiadają strukturze i technologiom warszawskiego Ster-Projektu, mają być włączone do spółki, np. Ster-Projekt Poznań, Wrocław i Gdańsk. Wszystkie zajmują się działalnością integracyjną. Odrębnymi podmiotami pozostaną spółki zależne, które operują w niszach rynkowych. Kupujemy, oczywiście, firmy, które odpowiadają naszemu profilowi działalności i mogą się specjalizować w pewnych dziedzinach. Np. Bankowe Centrum Finansowe ma specjalizować się w działalności internetowej.Ster-Projekt realizuje wiele zamówień ze służb mundurowych, zwłaszcza z wojska. Spółka ma w pewnym sensie "wojskowe" korzenie. Czy dzięki temu wygrywacie kontrakty?Spółka pracowała dla wojska już w 1986 roku, a więc od samego początku. Wojsko jest zawsze inicjatorem działań na rzecz nowych technologii. Zespół, który znalazł się w Ster-Projekcie, wywodził się z Przemysłowego Instytutu Elektroniki, który z inicjatywy wojska budował pierwsze w Polsce systemy mikroprocesorowe. Spółka pracowała m.in. na rzecz Przemysłowego Instytutu Telekomunikacji i Rawar-u. Oczywiście, znajomość środowiska odgrywa sporą rolę w szukaniu kontraktów. Wiedzieliśmy, gdzie i jakie ośrodki naukowo-badawcze zajmują się technologiami komputerowymi dla wojska. Wiedza na temat tego, jakich technologii potrzebuje konkretny odbiorca, jest w tym przypadku największym naszym atutem.Czy poradzicie sobie z rynkiem, który bardzo szybko się powiększa, chociażby w związku z przystąpieniem Polski do NATO?Sądzę, że wejdą na ten rynek wielkie firmy zachodnie, ale one potrzebują partnerów, którzy ich rozwiązania przystosują do rozwiązań narodowych. Rozmowy z dwoma nieeuropejskimi kandydatami na inwestora w Ster-Projekcie obejmują te zagadnienia. Oni mogą być często głównym kontrahentem, ale tu, na miejscu, będą potrzebowali zaplecza, jakie my możemy im zapewnić.Dziękuję za rozmowę.

.