Wszystko rozbija się o pieniądze

Polski przemysł farmaceutyczny może się pochwalić tylko 7 oryginalnymipatentami. To stanowczo za mało, by zachować konkurencyjną pozycjęna otwartym dla zagranicznych koncernów krajowym rynku i w przededniuwejścia Polski do Unii Europejskiej.

W Jelfie, która ma 3 z owych 7 patentów, na badania przeznacza się w sumie równowartość ok. 4% kosztów zakładowych. I są to przede wszystkim badania nad generykami, czyli lekami, na które wygasły już patenty. Właśnie wchodzi na rynek tego typu preparat przeciw osteoporozie, Calcitonin, z którym firma wiąże duże nadzieje. Spółka zajmuje się też udoskonalaniem produkowanych już i mających dobrą pozycję na rynku specyfików, jak np. witaminy Vitaral. To przynosi szybsze efekty niż opracowanie nowego leku i przeprowadzenie badań klinicznych. Jest też nieporównanie tańsze. Na oryginalny lek trzeba bowiem przeznaczyć w polskich warunkach 150-200 mln zł. To mniej niż na Zachodzie, gdzie koszty sięgają 300-400 mln USD, ale polskich firm farmaceutycznych nie stać nawet na wyłożenie 50 mln USD. W ub.r. zysk netto Jelfy wyniósł 19,9 mln zł, drugiej zaś spółki giełdowej - Polfy Kutno - 14,1 mln zł.Jerzy Mogielnicki, dyrektor ds. administracyjnych w Polfie Kutno uważa podobnie - wszystko rozbija się o pieniądze. Niewystarczające środki nie pozwalają na rozwój badań własnych ani na finansowanie badań w ośrodkach naukowo-badawczych. - Czasem potrzeba 10 lat i 10 tys. związków chemicznych, by uzyskać jeden - skuteczny - mówi. Dlatego w dającej się przewidzieć przyszłości - zdaniem dyr. J. Mogielnickiego - krajowe firmy będą skazane na produkcję leków odtwórczych i kupno licencji - i to będzie ich główne źródło przychodów.Mimo wszystko są podejmowane próby opracowywania nowych leków. Jelfa podpisała w I połowie br. list intencyjny z NAPTA SA, Narodową Agencją ds. Fotodynamicznej Metody Diagnozy i Terapii Nowotworów, o współpracy w badaniach nad nowym rodzajem leków, tzw. fotouczulaczami. Gdyby udało się uruchomić produkcję, byłby to sukces naukowy i komercyjny.Inną drogą jest rozwijanie produkcji parafarmaceutyków i leków OTC (bez recepty), wobec których wymagania testów i rejestracji nie są tak czasochłonne. Tego typu specyfiki nie są ograniczone cenami urzędowymi, co zwiększa efektywność ekonomiczną przedsięwzięcia.Zdaniem prof. Andrzeja Weryńskiego z Instytutu Biocybernetyki i Inżynierii Biomedycznej Polskiej Akademii Nauk, który zajmuje się tzw. badaniami podstawowymi, pomiędzy skalą współpracy nauki i przemysłu na świecie a w Polsce, jest przepaść. Za granicą firmy bacznie śledzą kierunki i postęp prac badawczych w instytutach naukowych i laboratoriach uniwersyteckich. Są też gotowe finansować najbardziej obiecujące badania. - W Polsce takiego mechanizmu nie ma. Być może krajowych firm jeszcze na to nie stać - uważa prof. Weryński. W efekcie prowadzi w instytucie badania finansowane z grantów ze Szwecji i Unii Europejskiej.Krajowy przemysł farmaceutyczny nigdy nie miał wystarczająco dużo środków na badania i rozwój. Nie było to zagrożeniem dla pozycji firm w czasach, gdy rynek wewnętrzny był zamknięty dla zagranicznej konkurencji. Potrzeby pacjentów były zaspokajane przez produkcję generyków, kupno licencji i import ze strefy RWPG. Nie było też tradycji współpracy ośrodków naukowych z przemysłem. Teraz to powinno zacząć się zmieniać, ponieważ zachodnie koncerny mają już bezpośredni dostęp do naszego rynku i są mniej zainteresowane sprzedażą swojego know-how.

BOGDA ŻUKOWSKA