Z prezesem GPW Wiesławem Rozłuckim rozmawia Dariusz Jarosz
Bariery rozwoju rynku kapitałowego w Polsce to jeden z tematów dyskusji panelowych na tegorocznym Forum Kapitałowo-Finansowym "Twoje Pieniądze". Co - Pana zdaniem - jest największą przeszkodą hamującą rozwój naszego rynku?Przede wszystkim - słabe wyniki finansowe notowanych na giełdzie spółek. Jest to efekt szerszego problemu, jakim jest niedostateczna transformacja metod zarządzania tymi firmami. Skąd to wynika? Z braku wystarczającego mechanizmu kontroli właścicieli spółek, czyli ich akcjonariuszy. Mam tu na myśli przede wszystkim inwestorów instytucjonalnych. Powinni być oni bardziej wymagający. Muszą aktywnie uczestniczyć w walnych zgromadzeniach spółek, zadawać trudne pytania i żądać od zarządów lepszych rezultatów. Fundusze nie mogą zachowywać się pasywnie.Inwestor, który kupił nową emisję akcji, spodziewa się, że zainwestowane w firmę pieniądze przyniosą mu godziwy zwrot. Jeśli jednak tak się nie dzieje, powinien zastanowić się, dlaczego zarząd nie zrealizował swych zapowiedzi. Być może jest niekompetentny i należy go zmienić. Akcjonariusze muszą być wymagający i wywierać na kierownictwa firm presję proefektywnościową. Niestety, obserwując słabe wyniki finansowe spółek i bierną postawę dużych inwestorów mali także nie wykazują zbyt dużego zainteresowania inwestycjami kapitałowymi.W konsekwencji prowadzi to do przejmowania spółek przez silnych inwestorów branżowych.Często w takich sytuacjach pojawia się zagraniczny inwestor branżowy. On daje know-how oraz kapitał. Czasem wydaje się, że jest to dla spółki jedyna droga wyjścia z kłopotów. Jednak nie jest to dobre rozwiązanie dla rynku, gdyż często zdarza się tak, że inwestor skupuje większość akcji i wycofuje spółkę z giełdy. I nie można się temu dziwić w sytuacji, gdy inwestor ten jest jedynym źródłem kapitału i presji proefektywnościowej.Czy Pana zdaniem istnieje szansa na przerwanie błędnego koła: mało wymagający inwestor - mało efektywna spółka - mało interesujący rynek kapitałowy? Kiedy pojawią się silni, profesjonalni inwestorzy portfelowi?Wcześniej czy później muszą się pojawić. Wyrażanie swojego niezadowolenia przez sprzedaż akcji to na długą metę droga donikąd. Inwestorzy portfelowi muszą przejść do strategii wymagania określonej stopy zwrotu ze swych inwestycji.Zahamowany został proces wchodzenia nowych spółek na GPW. Niektóre duże firmy (np. Netia) wolą szukać kapitału za granicą. Coraz więcej spółek zamierza wyprowadzić akcje z publicznego obrotu. Po Wedlu z giełdowego parkietu chcą zrezygnować: Dom--Plast, Górażdże, Polifarb Dębica i Zasada. Czy te niekorzystne dla rozwoju giełdy zjawiska mogą się nasilić?To prawda, że za granicą łatwiej zdobyć kapitał. Polskie spółki mają jeszcze zbyt małe doświadczenie i widzą same plusy, nie dostrzegając minusów tego rynku, jak choćby kosztów ewentualnych procesów sądowych wytaczanych przez zagranicznych inwestorów, np. w związku z nieterminowym przesłaniem raportu. Odnoszę wrażenie, że krajowy kapitał jest mocno rozczarowany wynikami spółek notowanych na polskiej giełdzie. Inwestorzy zagraniczni, jeśli nie otrzymają godziwego zwrotu z zainwestowanego kapitału, też mogą się rozczarować, a to przełoży się na mniejsze zainteresowanie polskimi spółkami. Oczywiście, nie lekceważymy konkurencji ze strony zachodnich giełd.Przedstawiciel Netii pytany, czy spółka przed wyborem amerykańskiego NASDAQ nie myślała o wejściu na GPW, stwierdził: "Owszem. Tylko że GPW nie myślała o nas. Netia należy do spółek high--tech. Dużo inwestuje, więc przynosi straty. Nasi właściciele mogą sobie na to pozwolić. Do niedawna firmy, które nie mogły pochwalić się zyskiem za ostatnie trzy lata, nie mogły wejść w Warszawie na główny parkiet". Jak Pan skomentuje tę wypowiedź?Ten warunek nie był nigdy przeszkodą. Nasz regulamin wyraźnie mówi, że Rada Giełdy może w uzasadnionych przypadkach zrezygnować z tego wymogu i Netia może być takim przypadkiem. To samo dotyczy np. LOT-u czy PZU. Dziwię się tylko, że biura maklerskie czy kancelarie prawnicze, które doradzają spółkom, nie pofatygują się do nas, by dowiedzieć się, jakie byłoby stanowisko Rady Giełdy. Patrząc na bierność pośredników zastanawiam się, czy nie wycofać punktu mówiącego o wymaganych zyskach w ostatnich trzech latach z Regulaminu Giełdy. Zbyt często spotykamy się bowiem z niezrozumieniem ze strony zainteresowanych.Czy nie sądzi Pan, że istnieją bariery ograniczające możliwość poszukiwania na rynku publicznym kapitału i wchodzenia na giełdę spółek mających krótką historię zajmujących się np. Internetem i biotechnologią? Czy na GPW może powstać rynek podobny do SmallCap Market na amerykańskim NASDAQ, gdzie handluje się akcjami firm, które istnieją minimum rok lub nawet krócej, jeśli ich kapitalizacja przekracza 50 mln USD?Uważam, że warto jest mieć na giełdzie takie spółki i jestem gotów poprzeć taką inicjatywę. Powstanie w Warszawie nowego rynku, tzw. high-tech o większym ryzyku inwestycyjnym, jest możliwe. Powstaje tylko pytanie, czy mogą pojawić się takie spółki i czy inwestorzy będą chcieli w nie inwestować.Zachodnie giełdy coraz bardziej zabiegają o polskich emitentów. Po kraju jeździ przedstawiciel London Stock Exchange. Odwiedza spółki i proponuje wprowadzenie do obrotu ich papierów pod postacią GDR-ów w Londynie. Na NASDAQ powstała specjalna komórka odpowiedzialna za kontakty z Polską. Czy GPW nie jest zbyt mało ekspansywna w pozyskiwaniu spółek mogących wejść na rodzimy parkiet? Być może w ramach promocji należałoby zrezygnować z niektórych giełdowych opłat.Organizujemy spotkania ze spółkami. Uczestniczymy w seminariach i wykładach. Prowadzimy korespondencję ze znanymi i dynamicznie rozwijającymi się firmami, by zachęcić je do wejścia na parkiet. Część z nich nie chce się upublicznić. Dlaczego? Bo wówczas odsłonią się konkurencji i będą poddawane ciągłej ocenie oraz weryfikacji. Nie można na siłę "ciągnąć" spółek na GPW. One muszą dobrze się sprzedać na rynku pierwotnym i widzieć korzyści z upublicznienia.Dziękuję za rozmowę.
.