Z Paulem Arlmanem, sekretarzem generalnym Federacji Europejskich Giełd Papierów Wartościowych (FESE), rozmawia Łukasz Korycki

Federacja giełd europejskich jest instytucją stworzoną przez giełdy papierów wartościowych z 17 krajów zachodnioeuropejskich. Istnieje po to, aby reprezentować wspólne interesy parkietów. Paul Arlman piastuje stanowisko sekretarza generalnego tej instytucji.FESE postanowiła przyjąć w swój poczet trzy giełdy z naszego regionu - warszawską, budapeszteńską i lublańską. Dlaczego akurat te rynki, a pominięto np. parkiet praski?Dla nas ważny jest poziom rozwoju danego rynku, przez co rozumiem nie tylko liczbę spółek, liczbę instrumentów, płynność akcji, obroty, ale np. również rozwój przepisów dotyczących rynku kapitałowego. Uwzględniamy m.in. skuteczność działania komisji papierów wartościowych. Niektóre giełdy - naszym zdaniem - nie spełniają tych kryteriów. Dla innych stworzyliśmy status współpracownika, o który będą mogły ubiegać się słabiej rozwinięte rynki, takie jak rumuński, słowacki czy na razie czeski. Muszą one kłaść nacisk na edukację.Jak widzi Pan przyszłość polskiego rynku w warunkach wzmożonej konkurencji wśród giełd europejskich?Niektórzy pesymiści u was twierdzą, że wasza giełda może mieć duże problemy w nowych warunkach konkurencji. Oczywiście, trzeba kłaść nacisk na to, aby interesowało się nią jak najwięcej inwestorów zagranicznych. Należy pomyśleć o stworzeniu systemu notowań rozumianego w języku angielskim. Waszym dużym plusem jest wprowadzenie nowego systemu na wzór giełdy paryskiej, a moim zdaniem rozwiązania na francuskim oraz sztokholmskim parkiecie są najnowocześniejsze w Europie. Poza tym lokalni inwestorzy znający realia własnego rynku (regulacje prawne, mentalność graczy giełdowych) nie są zbyt chętni do przenoszenia się na inne parkiety.

dokończenie na str. 30

Niektórzy eksperci krytykują sposób handlu na giełdzie w Warszawie, a mianowicie fixing. Uważają, że trzeba go zastąpić notowaniami ciągłymi. Co Pan o tym sądzi?Uważam, że w tym momencie nie należy zmieniać metody. Trzeba zauważyć, że coraz więcej giełd zamierza wprowadzić fixing w ciągu notowań, planuje to np. parkiet amsterdamski. Weźmy przykład z mojego rodzinnego kraju. Mamy spółkę Royal Dutch, potentata naftowego. Jest ona na tyle płynna, że nawet jeśli notowania trwałyby całą dobę, i tak spotkałaby się z zainteresowaniem. Są jednak spółki małe, dziennie składane jest na nie nie więcej niż 100 zleceń, i właśnie dla takich potrzebny jest fixing. W Polsce też macie dużo takich spółek i dopóki to się nie zmieni, należy pozostać przy starej metodzie.Jak Pan widzi przyszłość zapowiedzianego sojuszu ośmiu czołowych giełd zachodnioeuropejskich? Wygląda na to, że idea stworzenia jednego parkietu powoli pada.Niektórzy sugerują, że przedsięwzięcie zakończy się fiaskiem. Jednak my się nie poddajemy. Przed dwoma tygodniami w Brukseli podczas spotkania szefów ośmiu giełd zachodnioeuropejskich rozważaliśmy dwie opcje. Jedną z nich wciąż jest stworzenie wspólnego parkietu, drugą - połączenie giełd systemem elektronicznym. Posłużę się przykładem europejskich giełd dla małych spółek zaawansowanych technologicznie. Z jednej strony mamy brukselski Easdaq, z drugiej sojusz rynków o nazwie Euro.NM. W drugim przypadku każda z giełd należących do sojuszu umożliwia obrót akcjami wszystkich spółek z grupy. Na razie ten scenariusz sprawdza się lepiej.Czy tradycyjne giełdy zachodnioeuropejskie nie powinny obawiać się elektronicznych platform handlu akcjami, tzw. ECN-ów?Takie obawy istnieją przede wszystkim w USA, że tamtejsze parkiety nie sprostają konkurencji ze strony ECN-ów, których obecnie istnieje tam dziewięć. Jednak moim zdaniem, giełdy amerykańskie są słabiej rozwinięte od europejskich parkietów. Są zbyt konserwatywne. Deutsche Börse czy London Stock Exchange na tyle się unowocześniły, że niebawem nie będzie widać różnicy między nimi a ECN-ami. Na razie na Starym Kontynencie działa tylko Tradepoint, któryzałamiającej kariery.Jak układa się współpraca FESE z przedstawicielami giełd amerykańskich?Na razie spieramy się z nimi np. w kwestii sojuszy europejskich giełd derywatów (Matif, Liffe czy Eurex) z partnerami zza Atlantyku. Amerykanie na razie zgodzili się, aby udostępniły one swoje produkty specjalistom, my chcemy iść dalej i mieć np. dostęp do rynku gotówkowego. Problem leży m.in. w ich mentalności. Amerykanie uważają, że ich rozwiązania są najlepsze. Jeszcze przed dwoma laty zgodziłbym się z nimi, że mają lepsze przepisy dotyczące rynku kapitałowego niż my. Szczególnie jeśli chodzi o ochronę inwestorów. Teraz uważam, że w tej kwestii im nie ustępujemy.Czy FESE jest za ujednoliceniem w całej UE regulacji prawnych dotyczących rynku kapitałowego?Jesteśmy za tym, jednak to bardzo skomplikowana sprawa. Możemy w dość prosty sposób ujednolicić przepisy dotyczące segmentów rynku czy poszczególnej działalności, np. w sprawie insidingu. Jednak np. przepisy dotyczące działalności przedsiębiorstw i obowiązków informacyjnych to już zbyt skomplikowana sprawa, by załatwić to z dnia na dzień.Dziękuję za rozmowę.

.