Nie wdając się w spory, czy tak znaczna deprecjacja złotego miała podłoże ekonomiczne czy polityczne, faktem jest, że rynek walutowy ponownie zadziałał jako krótkoterminowy wskaźnik wczesnego ostrzegania. Systematyczny spadek wartości naszej waluty od początku mijającego tygodnia został uwieńczony ponad 3-proc. zniżką WIG-u na piątkowej sesji. Myślę jednak, że na razie na tym koniec. Argumentem przemawiającym za raczej optymistycznym scenariuszem może być informacja o pozostaniu w rządzie premiera Balcerowicza. Także nie widziana od dłuższego czasu, jedynie 20-punktowa baza pomiędzy kontraktami na WIG20 a instrumentem bazowym, osiągnięcie na notowaniach ciągłych lokalnego dołka na papierach Elektrimu oraz polepszenie się klimatu inwestycyjnego na większości znaczących rynków akcji powinny sprzyjać wzrostowi kursów. Ten ostatni argument wobec dobrych informacji makroekonomicznych ze Stanów jest szczególnie istotny.Opublikowany wczoraj raport z amerykańskiego rynku pracy na pewno zwiększył liczbę zwolenników tezy, że cykl koniunkturalny można wyeliminować, a wysoki wzrost gospodarczy nie musi iść w parze ze zwiększającą się inflacją. Chociaż stopa bezrobocia spadła do poziomu najniższego od stycznia 1970 roku, wskazując na bardzo płytki rynek pracy, to średnia płaca za godzinę wzrosła w październiku jedynie o 0,1%, wobec oczekiwań na poziomie 0,3%. Tak więc Fed może mieć pewne wątpliwości na najbliższym posiedzeniu 16 listopada.
.