Wydaje się, że głównym powodem zatrzymania wzrostów jest negatywne nastawienie inwestorów do niezbyt korzystnego okresu do inwestycji, jakim jest końcówka roku. Hossa trwająca na rynkach zagranicznych może zatem ulec wyhamowaniu i dopiero początek nowego roku spowoduje napływ kapitałów. Problem w tym, że podobne opinie wygłaszane są przez większość analityków i inwestorów, co każe zastanowić się nad racjonalnością powyższej prognozy. Może jednak tym razem większość będzie miała rację? Wszakże kapitał może napływać na WGPW chociażby ze strony funduszy emerytalnych, co w obliczu niskiej płynności rynku z łatwością spowoduje następną kilkunastoprocentową falę hossy. Jeżeli wskaźniki makroekonomiczne ulegną dalszej poprawie, myślę tutaj przede wszystkim o ożywieniu w eksporcie, wzroście produkcji przemysłowej, zahamowaniu wzrostu deficytu budżetowego oraz inflacji, kropelka kapitału zagranicznego trafi również na nasz rynek. Nie sądzę, aby liderem wzrostów w naszym regionie w nowym roku była WGPW (palma pierwszeństwa przypadnie chyba Budapesztowi), ale pokonanie bariery 18-20 tys. punktów wydaje się realne. Już teraz ostatnią zwyżkę można uznać za początek nowej fali hossy. Moim zdaniem, aby powyższe wskazania mogły okazać się prawdziwe, poparcia należy szukać w sygnałach płynących właśnie z analizy trendów. Gdyby w następnym ruchu indeks WIG pokonał poziom ostatniego szczytu (17 645 pkt.) oraz WIG20 (1707 pkt.), o nową hossę będziemy mogli być spokojni.
.