Od kilku sesji relacja zmian indeksów z poziomem obrotów nie wydaje się pozytywna - ale skoro znaczenie fixingu wciąż maleje, to zapewne ważniejsze okaże się to, że podczas ciągłych znów było dość "byczo"? Zwłaszcza w sytuacji, gdy - mam takie wrażenie - powszechny staje się scenariusz, precyzyjny i jakże zachęcający: "Aż do końca grudnia tylko inwestorzy krajowi będą odpowiedzialni za to, by utrzymywać nerwy na wodzy, w nagrodę za co wkrótce po Nowym Roku, gdy tylko okaże się, że żadna "pluskwa" nas nie ugryzie, nastąpi prawdziwy "najazd" zagranicy na tutejsze walory, no i zarobek murowany". Ponadto "świat bije rekordy", no a przecież "i my w niczym nie gorsi", a wszystko, co niedobre, to już za nami itp. Akceptacja scenariusza wymaga posiadania akcji już (by wyprzedzić właśnie tych, co czekają na wejście) - więc może to powód wzrostów? I tylko "strach się bać", co by było, gdyby potem coś miało stać się inaczej...Inna rzecz, że chyba można zauważyć pewne objawy globalnego szaleństwa w przypadku tzw. nowych technologii (z Internetem na czele), a wydarzenia z innych stron świata zdają się pokazywać nieaktualność dotychczas stosowanych wycen (upraszczam) wobec całej branży teleinformatycznej, chyba zaś szczególnie wyraźnie w sytuacjach fuzji i przejęć. I jeśli nawet zjawisko to istotnie ma cechy szaleństwa - to po pierwsze: być może tylko teraz tak można to oceniać, a za jakiś czas będzie to już normą, no a po drugie: każde szaleństwo może trwać dużo dłużej - i przebiegać mocniej niż to się dziś komukolwiek wydaje możliwe, prawda?
.