Faksem z Gdańska
Świąteczny nastrój, wciskający się drzwiami i oknami, nie złagodził politycznych obyczajów. Jeśli sprawy budżetowe idą do przodu (odpukać), to dlatego, że batalia podatkowa i weto prezydenckie zjednoczyły koalicję. Ale mamy w parlamencie dużo okołobudżetowego teatru i wewnątrzbudżetowego majsterkowania. Nieprzypadkowo, największa frekwencja w pracach komisji finansowej trafia się wtedy, gdy przydzielane są pieniądze na inwestycje centralne. Wtedy rozpoczyna się przepychanka. Jej pokłosiem jest mnóstwo wniosków typu: przesunąć pieniądze z budowy szpitala w miejscowości X na dokończenie szpitala w miejscowości Y. Konstytucja ograniczyła pole tego typu majsterkowania, gdyż uniemożliwia posłom powiększanie deficytu budżetowego. Trzeba koniecznie komuś zabrać, żeby innemu dodać, co rodzi nieuchronnie starcia lokalnych lobbies. Wtedy nagle okazuje się, że na sali siedzi Mazowsze i Śląsk, a nie AWS i SLD. W tym roku mamy więcej politycznego teatru, a mniej rzeczywistej destrukcji. Opozycja stara się za wszelką cenę wykazać, że ułożyłaby inny budżet, gdyż ma inne priorytety społeczne i gospodarcze. Ale wiadomo, że to nieprawda. Każdy odpowiedzialny rząd byłby poddany podobnym ograniczeniom co rząd Buzka. Na szczęście wszystkie budżety mijającej dekady - od Misiąga, przez Kołodkę, po Balcerowicza-bis - były krojone na miarę możliwości gospodarki, przez co Polska znalazła się na ścieżce bezpiecznego rozwoju.Różnice w układaniu budżetu 2000 wymuszone zostały przez obowiązującą ustawę o finansach publicznych oraz zwiększoną liczbę niewiadomych. Pokazano nam, wciąż w niepełny sposób, szerszy obraz finansów publicznych, czyli dodatkowo segment samorządowy i segment funduszy celowych (ale bez agencji rządowych i innych państwowych osób prawnych). Wiemy zatem, że całkowity deficyt jest większy aniżeli budżetowe 2,28% PKB. Porównywalność z budżetem 1999 została zamazana przez zmianę podziału pracy pomiędzy centrum a samorządami, po dobudowaniu piętra powiatowego i wojewódzkiego. Największy kłopot w budżetach 1999 i 2000 sprawia jednak oszacowanie skutków reformy służby zdrowia i ubezpieczeń społecznych. Oto paradoks polskich budżetów końca XX wieku! Obie reformy podejmowane są po to, by racjonalizować obieg pieniądza i zwiększyć przejrzystość finansów publicznych. Ale ich dzisiejszym efektem jest bałagan i nieprzejrzystość. Czy wystarczy pożyczka 1 miliarda złotych dla kas chorych? Czy wystarczy dodatkowe zasilenie Funduszu Ubezpieczeń Społecznych na kwotę 2,7 miliarda złotych? Nie ma mądrych. Jest niepewność. Tu, a nie w dyskusyjnych założeniach makroekonomicznych kryje się największe zagrożenie dla finansów publicznych. Skądinąd wiemy teraz, jak wielką iluzją były prace przygotowawcze do reform terytorialnych i budżetowych pod rządami poprzedniej koalicji...
JANUSZ LEWANDOWSKI