Niezły styl, w jakim nasz rynek osiągnął poziom "odwiecznego" oporu w okolicach 18 000 pkt., wyzwolił nadzieje, że tym razem bariera ta zostanie pokonana. Dotychczasowy wzrost wydaje się bowiem nad wyraz zdrowy: jego wysoka dynamika nie słabnie, rynek jest bardzo szeroki, bardzo wysokie obroty typowe w przeszłości dla lokalnych szczytów tym razem nie powodują widocznego wyczerpywania się popytu na akcje. Co więcej, przy założeniu, że w ostatnich dniach grudnia nie ujawni się "nadwyżkowy" popyt na gotówkę ze strony klientów banków detalicznych, początek stycznia przyniesie nowy impuls wzrostowy w postaci uwolnienia rezerw płynności utrzymywanych w związku z PR2000. Poważnym wsparciem dla naszej giełdy jest również doskonała koniunktura panująca na rynkach zagranicznych. Muszę przyznać, że to ostatnie zjawisko jest dla mnie dużym zaskoczeniem. Od maja, kiedy stało się jasne, że FED rozpoczyna trzecią już od 1994 roku próbę "schłodzenia" koniunktury panującej w gospodarce amerykańskiej, zakładałem, że pamięć o poprzednich negatywnych dla świata skutkach wprowadzania przez FED restrykcji monetarnych wymusi na inwestorach bardziej defensywną postawę (zestaw argumentów za bardziej konserwatywnym podejściem do rynków zawiera godny polecenia artykuł Jacka Obrockiego ze środowego PARKIETU). Tymczasem sugerowana przez rynek pieniężny perspektywa wzrostu podstawowych stóp procentowych w USA i strefie euro o kolejne prawie 100 punktów bazowych w 2000 roku nie zdaje się wywierać na uwiedzionych mirażem "Nowej Ery" inwestorach większego wrażenia.

.