Ubiegły rok polska gospodarka zakończyła w niespodziewanie dobrej kondycji. Produkcja przemysłowa w ostatnich miesiącach rosła w tempie dwucyfrowym, pojawiły się też sygnały świadczące o wzroście eksportu. W całym roku PKB wzrósł o około 4 proc., co ekonomiści z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową uznali za zaskakujący sukces. Dość powszechne są opinie mówiące, że najgorsze jest już za nami. W trudnym roku 1999 uniknęliśmy recesji, więc poprawa koniunktury na rynkach światowych powinna zapewnić nam w bieżącym roku wysokie tempo wzrostu. Rzeczywiście, są podstawy do optymizmu, szczególnie jeśli potwierdzą się dane o wzroście eksportu i odzyskiwaniu przez polskie firmy pozycji na rynkach europejskich. Nie znaczy to jednak, by wysoki wzrost gospodarczy był pewny i długotrwały. Istnieją bowiem strukturalne problemy, bez rozwiązania których nasza gospodarka będzie nieustannie poruszała się po wąskiej ścieżce - pomiędzy groźbą recesji a niebezpieczeństwem makroekonomicznej destabilizacji.Problemem najważniejszym, z którym borykają się wszystkie gospodarki wznoszące, jest niedostatek krajowego kapitału. Niezbędny jest zatem poważny import kapitału, co jest sytuacją normalną, choć czyni polską gospodarkę wrażliwą na perturbacje, występujące na światowych rynkach finansowych. Zmusza też kierujących naszą makroekonomią do prowadzenia bardzo odpowiedzialnej i przewidywalnej polityki. Stale jesteśmy narażeni na kryzys zaufania, który może skłonić zagranicznych inwestorów do wycofania z Polski kapitału. W tej sytuacji jednym z długofalowych celów polityki gospodarczej powinno być zwiększanie krajowych oszczędności, stanowiących wewnętrzne źródło finansowania kapitału. Tymczasem w ubiegłym roku poziom oszczędności zmniejszył się, a ten groźny sygnał umknął uwadze wielu analityków. Zmniejszenie dynamiki gospodarczej i wzrost bezrobocia powinny skłonić gospodarstwa domowe do obniżenia konsumpcji i wzrostu oszczędności. Nic takiego nie nastąpiło. Utrzymuje się bardzo wysokie tempo przyrostu kredytów konsumpcyjnych i samej konsumpcji, oszczędności natomiast spadają. Nawiasem mówiąc, jest to interesujący fenomen psychospołeczny. Polacy uchodzą bowiem za urodzonych malkontentów, a tymczasem decyzje gospodarstw domowych w ubiegłym roku świadczyły o ogromnych pokładach optymizmu. Działało to pozytywnie na wzrost PKB, ale fatalnie na równowagę makroekonomiczną. Dalsze utrzymywanie tendencji obniżania stopy oszczędności byłoby groźne. Z pozycji polityka kierującego makroekonomią, wiele na to poradzić nie można, przynajmniej na krótką metę. Oszczędnościom miała sprzyjać reforma systemu podatkowego, zablokowana przez prezydenta. Prawdopodobieństwo, że reformę taką uda się przeprowadzić w roku bieżącym nie jest duże. Zresztą, spłaszczenie i uproszczenie podatków sprzyjałoby wzrostowi oszczędności w dłuższej perspektywie. Na krótką metę najważniejszą sprawą staje się ograniczenie "oszczędności negatywnych", czyli deficytu sektora publicznego. Wiele będzie zależało, podobnie jak w roku ubiegłym, od stanu finansów ZUS. Rząd na wszelki wypadek postanowił zwiększyć finansowanie swych potrzeb wpływami z prywatyzacji. Na krótką metę przyczyni się do umocnienia równowagi, ale za 3-4 lata możliwości prywatyzacyjne się wyczerpią, co stworzy finansom publicznym ogromne problemy.W bieżącym roku powinny pojawić się pierwsze efekty działalności inwestycyjnej funduszy emerytalnych. Trwające na giełdzie ożywienie spowodowane jest między innymi inwestycjami Otwartych Funduszy Emerytalnych. Ale fundusze emerytalne wpłyną na wzrost oszczędności dopiero w dłuższym okresie. Na razie wpływają na wzrost deficytu budżetowego, choć jednocześnie pomagają deficyt ten finansować.W tym roku trudno się też spodziewać pozytywnych skutków działań restrukturyzacyjnych w wielkich państwowych przedsiębiorstwach - w górnictwie, hutnictwie, kolejach, zbrojeniówce. Restrukturyzacja dopiero trwa i skutki w postaci poprawy efektywności pojawią się za kilka lat. Na razie restrukturyzacja pociąga za sobą przede wszystkim koszty, których część musi ponieść państwo.Istotnym dla gospodarki problemem pozostaje inflacja. Przy obecnym stanie finansów publicznych zmniejszenie inflacji wymaga utrzymania wysokich stóp procentowych, co rzecz jasna stanowi dla gospodarki duże obciążenie. Na dłuższą metę bez redukcji stóp procentowych, idącej w ślad za spadkiem inflacji, deficytu fiskalnego i postępującą równowagą, trudno oczekiwać utrzymania się wysokiego tempa wzrostu.
Witold Gadomski
publicysta "Gazety Wyborczej"