Co będzie obwieszczane po zapowiadanej na wczoraj debacie rządowej nad bieżącą oceną i prognozą sytuacji gospodarczej? Po informacji GUS o wzroście produkcji sprzedanej w przemyśle zwiększyło się prawdopodobieństwo zgodnego z przewidywaniem ustawy budżetowej na 2000 r. wzrostu PKB w 1999 r. o ok. 4%. Wynikałoby z tego, że trafniejsza była prognoza MF sprzed kilku miesięcy od przewidywań ministra Jerzego Kropiwnickiego, szefa RCSS, prognozującego wzrost PKB w 1999 r. o 3,5%. Punkt dodatni dla koalicyjnych optymistów, ujemny dla przeciwników MF i opozycji.Pewne wątpliwości powstają po bliższym przyjrzeniu się zjawisku. Dane GUS o wzroście PKB w poszczególnych kwartałach 1999 r. wskazują na szybsze zwiększanie tempa wzrostu spożycia niż inwestycji. Tempo wzrostu spożycia w pierwszych trzech kwartałach 1999 r. wynosiło kolejno 3,7; 4,1 i 4,7% wobec 4,2% w 1998 r. Tempo wzrostu nakładów brutto na środki trwałe wynosiło w pierwszych trzech kwartałach 1999 r. odpowiednio 6,0; 6,7; 7,1% wobec 14,5% w 1998 r.W jeszcze większym stopniu komplikuje sprawę informacja o utrzymującym się w listopadzie spadku wpływów z eksportu. Tym bardziej że odwrotne oczekiwania wynikały z wcześniejszej informacji pochodzącej z EUROSTATU o wzroście importu z Polski do UE. Świetnie wkomponowywały się w optymistyczną interpretację listopadowego przyspieszenia wzrostu produkcji sprzedanej w przemyśle jako zapowiedzi przełamywania impasu w eksporcie.najgorzej jednak z inflacją. Po informacji GUS o wzroście cen żywności w drugiej połowie grudnia w porównaniu z drugą połową listopada o 1,7% prognoza MF z końca ub.r. o wzroście cen konsumpcyjnych (w grudniu 1999 r. w stosunku do grudnia 1998 r.) o 9,7% okaże się prawdopodobnie niższa od rzeczywistej o ok. 0,1-0,2 pkt. proc.Nie chcę powracać do kwestii subordynacji ministra decydującego się wówczas na przedstawienie prognozy innej od rządowej, która obecnie okazała się niższa od rzeczywistej. Gdyby do swoich racji przekonał rząd, to w świetle znanych już obecnie faktów mniejszy byłby błąd popełniony w prognozie rządowej. Czy i w jakim stopniu jego ostrzeżenie spełniło funkcję tak zwanej prognozy samo- sprawdzającej się? Niefortunna konferencja prasowa przyspieszyła prawdopodobnie nieco reakcję rynku. Gdyby się nie odbyła, to rynek prawdopodobnie znalazłby inny pretekst do podobnego zachowania. Nie powinno się zwłaszcza przesadnie oceniać możliwości stabilizowania inflacji przez rynek walutowy. Dopływ dewiz z prywatyzacji i innych źródeł na rynku kapitałowym może wzmacniać walutę krajową i tłumić inflację, ale nie przy chronicznym spadku eksportu. Inflacja stała się obecnie dla opozycji koronnym argumentem rzekomej klęski koalicyjnej polityki gospodarczej. Dużo łatwiej byłoby bronić rządowych racji przy mniej ambitnej oficjalnej prognozie inflacyjnej.Smutna refleksja powstaje także w związku z rosnącą rozbieżnością między oficjalną prognozą spadku bezrobocia i jego faktycznym wzrostem. Opozycja mówi o klęsce polityki. Ekonomiści uzasadniają, że bezrobocie jest trudnym do uniknięcia skutkiem restrukturyzacji.Propaganda pozytywnej prognozy nie wystarczy do jej urzeczywistnienia. Na ocenach i przewidywaniach zjawisk gospodarczych zawsze ciążyły pobożne życzenia jednych i skłonność innych do widzenia wszystkiego w czarnych kolorach, ale stopień tego obciążenia ostatnio wzrósł do pogranicza komizmu.

MAREK MISIAK